piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 13

Kolejnyyy :D !!!!

ROZDZIAŁ 13

5 dni później...

Od czasu pogodzenia się z Dylanem znowu było jak dawniej. Spotykaliśmy się, wygłupialiśmy i spędzaliśmy świetnie czas. Jednak spotkania nie były "sam na sam", gdyż bałam się bliższego kontaktu. Była z nami Meggie i przyjaciele Dylana, z którymi się zakumplowałam. Rozmawialiśmy właśnie o imprezie, którą chcieliśmy zorganizować na plaży, byli na nią zaproszeni wszyscy z miasteczka. Razem z Meggie zajęłyśmy się dekoracjami. Chciałyśmy pójść w motywy hawajskie. Jeździłyśmy po sklepach w poszukiwaniu różnych fajnych strojów i gadżetów. Gdy już wszystko zebrałyśmy, zabrałyśmy się do roboty. Impreza miała rozpocząć się o 8p.m, więc miałyśmy tylko 8h. Cała plaża otoczona była pięknymi, kolorowymi światełkami i kwiatami. Załatwiłyśmy nawet dmuchaną palmę! Przy wejściu można było nabywać lei ze sztucznych kwiatów. Na samym środku był wielki parkiet i stanowisko DJ'a, a po bokach małe stoliki z przekąskami i napojami. Wszystko wyglądało cuudownie i magicznie. Byliśmy z siebie dumni, bo odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Nadszedł czas imprezy, goście zaczynali się schodzić. Przez cały dzień nie widziałam nigdzie Dylana, miałam nadzieję, że przyjdzie na imprezę. To dziwne, że nigdzie go nie było. Zanim impreza zaczęła się na dobre, szybko poszłyśmy z Meggie przebrać w nasze super hawajskie stroje. Meggie zaprosiła chłopaka, poznanego na koloniach i zobaczywszy go szybko się zmyła. Zostałam sama, więc uznałam, że poszukam Dylana. Ze strony ulicy zobaczyłam jak kłoci się ze swoją babcią. Po chwili odszedł od starszej kobiety, a ja podeszłam do niego zapytać co się stało.
- Hej, coś się stało? - spytałam z troską.
- Co? Nie, nic.. Wszystko jest w porządku. - odpowiedział.
- Na peewno? - dociekałam się.
- Tak, tak...
- Będziesz dzisiaj na imprezie?
- Oczywiście, będzie superancko, tylko przedtem załatwię kilka spraw. - Pożegnał się i odszedł.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Było już coraz ciemniej, a Dylana wciąż nie było. Spędzałam wspólnie czas z moimi nowymi kolegami, gdy nagle przyszedł. Ucieszyłam się, jednak po chwili zobaczyłam, że chwyta za rękę jakąś blondynkę. Szyli w moją stronę. To na pewno była Ashley. Blondwłosa czarownica, znaczy była ładna, ale była z Dylanem...Wyglądała jak modelka... wysoka, szczupła, wysportowana - IDEAŁ. Miała czerwoną sukienkę i wszyscy się na nią patrzyli. Poczułam się strasznie, ale musiałam pozostać twarda. Podeszli i Dylan powiedział.
- Hei, poznajcie się. To jest właśnie Ashley.
Dziewczyna podała mi rękę, jakby z lekką odrazą. Najwyraźniej nie była szczęśliwa, że mnie widzi, z resztą ze wzajemnością.
- Cześć, jestem Nathalie. - przedstawiłam się. - Miło cię poznać. - gorszego kłamstwa nie mogłam jej powiedzieć..
- Tak, wiem kim jesteś.
- Fajnie, ja jakoś o Tobie wcześniej nie słyszałam. - powiedziałam śmiejąc się do Dylana.
Zrobiło się dziwnie, więc po prostu odeszłam. Siedziałam sama przy stole i patrzyłam jak tańczą i się obściskują. Poczułam się zazdrosna. Przecież ja powinnam tam stać!!! Chciałam się odegrać i sprawić, by Dylan poczuł się tak samo. Jednak to nie było w moim stylu, więc postanowiłam sobie dodać odwagi, sięgając po coraz to więcej kubków ponczu. Na szczęście moja babcia zmyła się wcześniej, więc nie widziała mnie w stanie, w którym byłam... Meggie próbowała mnie powstrzymywać od upijania się coraz bardziej, jednak jej się nie udało. A potem zrobiłam coś czego się straszliwie wstydzę i wolę o tym nie mówić.





czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 12


Witamy wszystkich :) wracamy po miesięcznej przerwie (dużo nauki itd ale nareszcie wakacje :D ) postaramy się popisać przez najbliższe kilka dni a później niestety wyjeżdżamy i wracamy aż w sierpniu ale mamy nadziej że wytrzymacie z nami jeszcze bo będzie coraz ciekawiej :*
MIŁYCH WAKACJI !!  

RODZIAŁ 12


Festyn trwał w najlepsze. Nasza budka cieszyła się dużą popularnością, jednak wszystko co dobre szybko się kończy. W sumie wiedziałam, że będę musiała się z tym zmierzyć, ale nie byłam jednak na to zbyt przygotowana. Zza rogu zaczaił się Dylan... Na początku widziałam jak nieśmiało zerkał w moją stronę, a po chwili chował się za innym stanowiskiem. Jednak w końcu zebrał się na odwagę i podszedł wpychając się w kolejkę.

- Możemy porozmawiać? - zapytał mnie Dylan.
- Nie widzisz, że jestem zajęta?
- To zajmie tylko chwilę. Proszę... - powiedział.
Ludzie w kolejce zaczęli się irytować. Krzyczeli:
- Co ty się tu wpychasz?! Szybciej, no!
- Dobra, spokojnie. Nathalie, klientowi nie możesz odmówić.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Dam ci 20 euro jak ze mną pogadasz.
Tak się wkurzyłam, że prawie mu w mordę przywaliłam.
- No nie daj się prosić, to na zbożny cel. - Nalegał nadal.
Ja jednak odwróciłam się, nie mając ochoty go słuchać. Wtedy wyciągnął z portfela 100 euro. Na ich widok zdębiałam i zrobiłam minę jakbym pierwszy raz widziała takie pieniądze. Spojrzałam na zegarek i spostrzegłam, że została minuta do końca mojej zmiany. Powiedziałam zadowolona:
- Dziękujemy za skorzystanie z naszych usług, niestety to już koniec mojej zmiany, więc teraz obsłuży was moja koleżanka, Angela. - uśmiechnęłam się szyderczo do Dylana. - Angela, kochanie! Masz tutaj dużo roboty! - zawołałam do koleżanki.
Dylan początkowo nie wiedział o co chodzi, zobaczył Angelę i jego mina zrzedła. Uświadamiając sobie, że trzyma w tym momencie stówę, próbował szybko schować ją do kieszeni. Jednak Angelika była szybsza i złapała go za rękę.
- Nie tak szybko! Siadaj i odpręż się...
- Eee, ale... ja chciałem tylko... rozmienić pieniądze! - powiedział szybko Dylan.
Obserwując tą sytuację byłam bardzo rozbawiona, jednak po chwili poszłam do swojego namiotu i nie wiem co było dalej. Po kilku sekundach wszedł Dylan.
- Ładnie mnie wkopałaś. - powiedział wycierając usta.
Wyglądało to przekomicznie, więc zaczęłam się śmiać. Dylanowi chyba nie było jednak za bardzo do śmiechu, wziął butelkę wody i wypukał sobie nią gardło.
- No więc, o czym chcesz ze mną rozmawiać? - spytałam.
- Chcę Cię przede wszystkim przeprosić za tamtą sytuację... Chciałbym żeby było jak dawniej.
- Dobra, możemy zostać przyjaciółmi, ale jeżeli przyznasz, że kłamałeś.
- Jeżeli tak bardzo tego chcesz to się do wszystkiego przyznaję. Jestem świnią, prostakiem i największym chamem. Więc...?
- Zgoda, ale nie rób więcej takich numerów. - uśmiechnęłam się przyjaźnię.
- No nareszcie - powiedział Dylan.
- To jak ona cię nazywa? - Zapytałam zaciekawiona.
- Hmm.. kto??
- No twoja dziewczyna !?
- A no tak, ona nazywa się yyy... Ashley!
Z nieszczerym uśmiechem na twarzy przyglądałam się mu i rozmyślałam jaka może być ta Ashley, co on w niej takiego widzi? Czy jest wyższa, bardziej szczupła, a może ładniejsza ode mnie. To blond włosa piękność czy ruda dziewczyna o nieziemskim spojrzeniu. Co ona miała czego ja nie miałam?
- Mam nadzieje że szybko ją poznam. - Nie wiem poco to powiedziałam chyba z grzeczności, w sumie to nie chciałam jej poznawać, jeszcze wepchnęła bym ją pod jakiś autobus lub udusiła jak nikt by nie patrzył i same kłopoty by z tego wynikły. Ale po co ja się martwię żaden normalny chłopak nie chciał by poznawać swojej niedoszłej dziewczyny z teraźniejszą dziewczyną, więc luz...
- A wiesz tak się składa, że chyba za tydzień nas odwiedzi. Będziecie miały okazje się potkać
- O super - powiedziałam z zaciśniętymi zębami. - Na pewno się zakolegujemy.... Oo chyba muszę iść ktoś mnie woła....
- Ja nic nie słyszałem
- Nie ?! To ja pójdę sprawdzić, zobaczymy się później. PA - wyszłam.
- Okey... to na razie - odpowiedział zmieszany.
     




piątek, 2 maja 2014

Rozdział 11

Rozdział 11
Prosz... :)


3 dni później...

Siedziałam właśnie w moim domku na drzewie, który zbudował mój dziadek. Był on mały, więc mieściło się nim ledwie dwie osoby. Usłyszałam zza okna głos Meggie. Otworzyłam klapę, aby mogła wejść.
- No hej, czemu to zawsze ja muszę sprawdzać czy jesteś jeszcze żywa! Zainteresuj się mną czasem! - powiedziała moja przyjaciółka.
- Przepraszam, po prostu ostatnio dużo się dzieje, wynagrodzę Ci to jakoś.
- Dobra już się nie tłumacz. Słyszałam, że będziemy razem na budce pocałunkowej! Ajajajajaj! Tak się cieszę! - śmiała się Meggie. - A tak w ogóle jakim cudem się zgodziłaś? Ty spryciulo, chcesz zwabić Dylana do tej budki?? Haha przejrzałam cie na wylot
- Dylan to zamknięty rozdział. - powiedziałam.
- Co? Jak to? Co się stało?! - powiedziała zszokowana Meggie.
- Tak w dużym skrócie. Pocałowaliśmy się, a potem okazało się, że on ma dziewczynę.
- Co ty gadasz? A ja przed chwilą, przecież... - moja przyjaciółka nagle przerwała.
- Co ty przed chwilą zrobiłaś? - zaniepokoiłam się.
- Nic, nic! Chodź lepiej do domu. - powiedziała szybko.
- Meggie, natychmiast mów co zrobiłaś!
- Opowiem ci w środku, ale teraz zaufaj mi! Proszę chodź!
- Nie wiem co naskrobałaś, ale niech ci będzie, chodźmy. - powiedziałam i pobiegłyśmy do domu.
Weszłyśmy do mojego pokoju, a Meggie zaczęła zasuwać tam wszystkie rolety.
- Meg, co ty wyprawiasz?! - zapytałam.
- Dobra, słuchaj będziesz na mnie zła. Ale spotkałam dzisiaj Dylan. Zaczepiłam go i zagadałam z nim. Kazałam mu się nie ociągać i żeby w końcu coś zrobił, bo widać, że się lubicie.
- Meggie! Jak mogłaś mi to zrobić! Przecież on pomyśli, że nie jestem już na niego zła!
- Przepraszam bardzo, ale to nie moja wina. Powinnaś mi o tym powiedzieć.
- W porządku, masz rację. Nie powinnam się na Tobie wyżywać, ale po co te rolety?
- Jak to po co? Przecież on tu zaraz przyjdzie!
- Jak to przyjdzie? O nie, o nie, o nie!
- No, bo powiedziałam mu żeby się postarał, żeby przyszedł pod twój dom i zrobił coś romantycznego, a on musiał pomyśleć, że już nie jesteś na niego zła i, że czekasz na jego krok...bo wiesz pewnie myślał, że sobie o wszystkim mówimy jak to robią przyjaciółki. - Powiedziała ironicznie.
- Oj przestań! Już cię przepraszałam, przecież wiesz to, że nią jesteś i zawsze będziesz.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W dzień festynu
Nareszcie nadszedł oczekiwany dzień. Byłam podekscytowana a jednocześnie zdenerwowana. Wstałam o 7.00 aby przygotować się do festynu, który był o 10.00 chciałam wyglądać oszałamiająco aby chłopcy do mnie lgnęli, więc założyłam krótką, obcisłą, czarną  sukienkę i do tego wysokie obcasy. Jak dla mnie wyglądałam bombowo, jednak babcia widząc mój strój zbladła i kazała mi się przebrać w coś skromniejszego, wbiła mnie w jakąś starą, wiejską suknie, która po lekkiej obróbce leżała na mnie całkiem dobrze, więc zrobiłam sobie make up i poszłam w stronę domu Meggie. Moja przyjaciółka wyglądała przepięknie. Miała na sobie krótką, czerwoną spódnicę i koronkową bluzeczkę, do tego delikatną biżuterię. Wszystko w całości komponowało się rewelacyjnie.
- Meggie! Jak ty pięknie wyglądasz!
- Wiem, wiem! Ty też niczego sobie. - zaśmiała się moja przyjaciółka.
Nagle zobaczyłyśmy grupę motorzystów jadących w stronę festynu. Jeden motor bardzo mi coś przypominał... Olśniło mnie, że to motor Dylana, ten na których wracaliśmy z ogniska. Schowałam się za Meggie i na szczęście nikt mnie nie zauważył. Zbliżała się już godzina rozpoczęcia festynu, więc pojechałyśmy tam. Po przyjeździe szybko poszłyśmy na nasze stanowisko, gdzie rozdzielono nas na grupy. Byłam z Angeliką, córką głównej organizatorki. Nie była ona zbyt piękna i miła. Miała brązowe włosy związane w kucyka, okrągłą twarz i ubrana była w brązową, rozciągniętą bluzkę. Jednym słowem, wyglądała niechlujnie. Była wredna i myślała, że jest najlepsza. Według planu miałyśmy zmieniać się co 1h. Gdy byłyśmy już przy naszym stanowisku, Angela powiedziała.
- Ja ustanę pierwsza i pokażę ci jak to się robi.
Oburzyło mnie to. Jednak postanowiłam siedzieć cicho i oglądać Angelę w akcji. Minęło już 10 minut, a przy naszej budce nie było jeszcze ani jednego klienta. Było mi jej szkoda. Siedziała smutna i zawiedziona. Postanowiłam jej pomóc. Podeszłam do grupki chłopców i powiedziałam.
- Chłopaki, jest sprawa. Mam ogromną prośbę. Widzicie tę smutną dziewczynę siedzącą przy budce z pocałunkami?
- No widzimy. - powiedział jeden.
- Czy któryś z was nie chciałby skorzystać z jej usług?
Wybuchnęli śmiechem.
- Serio? Sorry, ale nie.
- Weźcie, pod tą wredną maską kryje się naprawdę fajna dziewczyna.
- A co my z tego będziemy mieli? - zapytali.
- Każdemu kto się odważy dam 5 euro. - zaproponowałam.
- Umowa stoi, ale w gratisie za darmo będziemy mogli skorzystać z twoich usług. - powiedział jeden.
Wtedy reszta zaczęła mu przybijać piątki. Ach ci chłopcy i te ich głupie zachowania...
- Stoi. Ale tylko ci, którzy pocałują Angelę. - rzekłam i wróciłam na stanowisko.
Za chwilę podeszli do niej wszyscy chłopcy, z którymi gadałam. Było ich pięciu. Każdy wybrał pierwszą z trzech możliwości.
1 euro - buziak w policzek. :*
3 euro - krótkie cmoknięcie :*
5 euro - soczysty buziak :* :* :*
Angela się ucieszyła i spojrzała na mnie z pogardą. Nie ruszało mnie to i tak cieszyłam się z tego co zrobiłam. Nadeszła moja kolej, Angelika podeszła do mnie i powiedziała.
- Wiem, że to twoja sprawka. Nie musiałaś.
- Ale chciałam, zasługujesz na to.
Angela uśmiechnęła się miło.
- Jeżeli będziesz mnie potrzebowała, wołaj.


sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 10

Łapajcie nowy rozdział :D mamy nadzieje że wam się spodoba i postaramy się częściej dodawać posty ale na razie nie jest to takie proste (brak czasu :(  albo Olka która się nie może skupić :P) no nic życie...więc ułóżcie się wygodnie, odprężcie się i wczujcie, bo oto...

Rozdział 10

Siedziałam sobie w pokoju czytając książkę, nagle usłyszałam krzyk mojej babci "Wyjdź stąd, wyjdź stąd! Nie chcę cię tu widzieć!". Zaniepokoiłam się i wyszłam sprawdzić co się dzieje.
Zobaczyłam, że moja babcia nie chce wpuścić kogoś do domu. Zapytałam się:
- Co się dzieje babciu?
- A nic, nic wnusiu. Wracaj do pokoju.
- Nathalie? Możesz tu na chwilę wyjść? - usłyszałam głos Dylana.
- Babciu, przestań. Otwórz te drzwi. - powiedziałam.
Babcia odsunęła się i poszła do pokoju, a ja wyszłam na zewnątrz.
- Co chciałeś? - zapytałam 
- Po pierwsze czemu twoja babcia zachowuje się jak wariatka? A po drugie chciałem wyjaśnić wczorajsze zajście. Bardzo mi głupio. Myślę, że powinnaś coś wiedzieć.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. - przerwałam mu.
- Ale chcę. - powiedział stanowczo, łapiąc mnie za rękę.- Posłuchaj...to co się wczoraj wydarzyło było czymś...wielkim, całą noc o tym myślałem i myślę ciągle! Tam ten pocałunek chyba obojgu nam coś uświadomił. Nathalie ja...
- Przestań!!! - wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku.
- O co chodzi ? - Spojrzał się na mnie dziwnie.
- Ja o wszystkim już wiem, nie rozumiem czemu ten cały czas to przede mną ukrywałeś!!! A ja głupa dałam się nabrać :'( Zaufałam ci a ty mnie zawiodłeś. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Spokojnie Nat, nie bardzo rozumiem... - Powiedział drapiąc się po głowie.
- Wiem, że masz dziewczynę.
Dylan zbladł. Milczał... Nie wiedział co powiedzieć. Miał przerażoną minę. Po chwili wyjąkał:
- Skąd ty to wiesz?
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! To nie jest w tym momencie najważniejsze!!! - wykrzyknęłam odwracając się w stronę domu.
- Nie, czekaj! Przepraszam! - Zatrzymał mnie. - Tak, to prawda. miałem dziewczynę jeszcze wczoraj, ale to już skończone!
Zdziwiłam się. Czyżby z nią zerwał po wczorajszym? To nic i tak byłam na niego wściekła.
- Nie obchodzi mnie, że teraz to skończone. Przez cały czas mnie okłamywałeś!!!
- Nigdy o to nie pytałaś!
- Ale mnie pocałowałeś!
- To ty mnie pocałowałaś - oburzył się.
- Ale jak widać nie miałeś nic przeciwko.
Cała ta rozmowa przybrała dziwny kształt, Dylan się zaśmiał i znowu zaczął mnie czarować tym swoim pięknym uśmiechem. Nie mogłam się złamać mówiłam sobie w duchu "Nat tylko tego nie odwzajemniaj, musisz być twarda. Pamiętaj co ci zrobił, nie możesz się teraz uśmiechnąć!!!" Niestety, to nic nie pomogło, kolana ledwo utrzymywałam, więc co tu mówić o uśmiechu. Cały mój plan legł w gruzach uśmiechaliśmy się do siebie, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Jak to mówią śmiech jest zaraźliwy ale to nie znaczy, że już nie byłam na niego zła, ciągle miałam do niego złe nastawienie. Po chwili powiedział:
- Nathalie, jesteś naprawdę wyjątkową dziewczyną. Z nikim nie czułem się tak świetnie jak z tobą. Bardzo mi na tobie zależy i nie chce tego popsuć. Dasz mi jeszcze jedną szanse?
Nie umiałam się na niego dłużej gniewać i właśnie miałam mu wybaczyć, kiedy nagle zadzwonił jego telefon.
Dylan dyskretnie zajrzał na wyświetlacz i zostawił komórkę w spokoju.
- Nie odbierzesz? - zapytałam
- Nie w tym momencie.
- Przestań...odbierz może to coś ważnego.
Dylan westchną i szybko wyjął telefon z kieszeni, jednak nieoczekiwanie wyślizgnął się mu z ręki i urządzenie wylądowało przed moimi nogami. Podniosłam go by mu podać i przez przypadek zerknęłam na ekran. Zobaczyłam na nim imię albo raczej przydomek dzwoniącego. Rozgniewana oddałam telefon chłopakowi i powiedziałam:
- Idź porozmawiaj ze swoim "Misiaczkiem"! - i uciekłam do domu.
Dylan spuścił głowę, odrzucił połączenie i odszedł spod mojego domu.        
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozwścieczona zatrzasnęłam drzwi, po czym babcia szybko zareagowała.
- I co?
- Nic. Babciu, jednak zmieniłam zdanie. Zapisz mnie do tej budki. - powiedziałam stanowczo.
- Czemu zmieniłaś zdanie? - Zdziwiła się.
- Chce po prostu... pomóc mojej babci - Uśmiechnęłam się do niej.
To nie była prawda, chciałam odreagować, uciec od tego, a przy okazji się zemścić... Jak? To proste. Jeżeli Dylan naprawdę coś do mnie czuł, to na pewno nie będzie szczęśliwy widząc mnie całującą innych chłopaków. Wtedy wydawało mi się, że to świetny plan...      




:):):)

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 9

Hej ;) Przybywamy z nowym rozdziałem ;) Powstał w ramach świątecznej nudy xd Zachęcamy do czytania i prosimy o polecanie naszego bloga, gdyż jak widzicie, jest on niestety mało popularny :( MIŁEGO CZYTANIA! <3



- Co się dzieje babciu? - zapytałam zmartwiona.
- Chodzi o ciebie i Dylana.
- A tamto....Yyyy, no wieszzz.. To było... Taki impuls...yyyy no nie wiem co powiedzieć.
- Nie musisz mi się tłumaczyć, ale musisz wiedzieć jedną ważną rzecz
...Dylan ma dziewczynę o.O

Rozdział 9

- Co? - Wiem doskonale co powiedziała, ale nie chciałam tego przyjąć do wiadomości.
- Wnusiu tak mi przykro, on nie był ciebie wart.
- Nie wierzę, skąd niby to wiesz?
- Od Alexandry.
- Co, co, co?! Dlaczego?! Po co to całe swatanie? Od początku przecież coś knułyście! I po co to wszystko, jak wiedziałyście, że on ma dziewczynę! - powiedziałam wściekła ze łzami w oczach ,-.-,
- No wiesz, ta jego dziewczyna jest jędzą, wredotą i strasznie go wykorzystuję. I tak sobie pomyślałyśmy z Alexandrą, że ty byś była dla niego idealna i byłyśmy pewne, że jak tylko ciebie pozna to rzuci tę księżniczkę...
-...ale tego nie zrobił. - dokończyłam załamana, ocierając łzy usiadłam na łóżku. Zapadło niezręczne milczenie, babcia nie wiedziała co powiedzieć.
- tak mi przykro Natalie - rzekła, wyciągając ręce aby mnie przytulić.
- Nie dotykaj mnie. Nie spodziewałam się tego po tobie, babciu i nie mam ochoty z tobą dłużej rozmawiać, wyjdź i zostaw mnie samą. - powiedziałam znowu unosząc się gniewem.
Kiedy tylko babcia wyszła, zaczęłam wypłakiwać się w poduszkę. Byłam załamana, nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Wiele pytań sunęło mi się na myśl. Wydawało mi się, że on też coś do mnie czuje, przecież się pocałowaliśmy i to nic dla niego nie znaczyło? Myśli nie dawały mi spokoju. Po 10 min, gdy troszeczkę ochłonęłam zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki Katie. Opowiedziałam jej o całym zajściu, poradziła mi by olać tego "dziada". Bardzo wsparła mnie na duchu, po godzinnej rozmowie byłam taka rozluźniona jakby ktoś dał mi grzybki halucynki. Zasnęłam spokojnie, cieszę się, że mam taką wspaniałą przyjaciółkę, chociaż nie było jej przy mnie wspierała mnie najlepiej jak może co bardzo doceniam. Katie poznałam w gimnazjum, było to wtedy gdy Nathan zostawił mnie dla swoich nowo poznanych znajomych, ale to zupełnie inna historia. Byłam samotna, a Katie, która się wtedy wprowadziła do naszego miasta potrzebowała kogoś kto ją oprowadzi. Zgodziłam się i tak właśnie się zaprzyjaźniłyśmy. Od razu znalazłyśmy wspólny język, obie kochamy muzykę i mamy mega fazę na Adam Sandler'a, co więcej zaciągnęła mnie do kościoła co bardzo zbliżyło mnie do Boga i moje życie nabrało sensu. Mniej się kłóciłam z rodzicami, przywiązywałam więcej uwagi na krzywdę innych itd. Ona sama rozpoczęła duchowne życie po rozwodzie jej rodziców. To była dla niej katastrofa, załamała się, straciła nadzieję na prawdziwą miłość, żaden psycholog nie mógł jej pomóc, aż spotkała księdza, który wytłumaczył jej wiele spraw i poukładał jej w głowie. Powiedział jej zdanie które często mi powtarza, gdy coś mi się nie udaje "Bóg ma dla ciebie własny plan, to On wszystko kontroluje z góry i jeżeli tylko Mu zaufasz, spełni się to co dla ciebie najlepsze".

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następnego ranka.

Wstałam, wzięłam zimny prysznic i poszłam na śniadanie. Po całym domu roznosił się zapach tak zwanych "Przeprosinowych Placków", babcia zawsze je robiła jak zrobiła jakąś głupotę i chciała wybaczenia lub jak chciała żeby coś dla niej zrobić, i jak tu się na nią gniewać. A tak po za tym były to najpyszniejsze placki świata, wiec nawet fajnie, że się z nią pokłóciłam. Usiadłam na hokerze stojącym przy ladzie i powiedziałam do stojącej tyłem Babuni:
- Dzień dobry.
- Oo Nathalie...słuchaj, strasznie cię przepraszam za tą całą sprawę, nie powinnam nic robić za twoimi plecami. Wybaczysz mi?? - Poprosiła przesuwając talerz z plackami w moją stronę.
- Pewnie, że ci wybaczę. Za bardzo się wczoraj uniosłam. Byłam zła na niego, a na tobie odreagowałam, nie powinnam tak robić przepraszam, przecież chciałaś dobrze...ale więcej tak nie rób! - Zaśmiałam się
- Dziękuję. A jeżeli chodzi o Dylana to wredna z niego świnia, ja już sobie porozmawiam o jego zachowaniu z Aleksandrą...
- NIE!! - przerwałam jej - Chcę zamknąć tą sprawę. Niech sobie robi co chce to jego wybory. Obiecaj mi że nie będziesz się wtrącać.
- Dobrze, dobrze - Zdziwiła się babcia - To zmieńmy temat. Pamiętasz ten coroczny festiwal  w "Lands End Visitors Centre", jeździliśmy tam razem z dziadkiem??
- Tak pamiętam tam było super. - powiedziałam podekscytowana siadając na kanapę biorąc talerz z cieplutkimi placuszkami.
Festiwal był organizowany co roku, a pieniądze które były na nim zebrane trafiały do sierocińców. Zjeżdżali się tam ludzie z pobliskich miast i wsi. Było tam wiele atrakcji, wesołe miasteczko, dużo jedzenia i moje ulubione - otwarta scena, czyli ochotnik mógł wejść na scenę i zaśpiewać, zatańczyć lub opowiedzieć dowcip. Wszyscy to kochali, ja też zawszę chciałam wystąpić ale nigdy nie miałam odwagi, może w tym roku....
- Więc wczoraj byłam na spotkaniu dotyczącym organizacji i zgadnij kto został jednym z przewodniczących? - uśmiechnęła się Babcia.
- Ty?! Babciu to wspaniale, zawsze o tym marzyłaś, zasłużyłaś na to - ucieszyłam się.
- I wiesz, to jest za tydzień a ja potrzebuję jeszcze jednej osoby do pewnej atrakcji.
- Chętnie pomogę. Co to za atrakcja?
- Budka z Pocałunkami - powiedziała szybko, słabo słyszalnie.
- Co?! Nie, nie. Jak widzisz za dużo się już nacałowałam.
- Oj wnusiu mówiłaś, że chcesz o tym zapomnieć, a to na zbożny cel. Proszę, potrzebna mi jeszcze jedna dziewczyna.
- Poproś Meggie.
- Ona już jest zapisana, wiesz jaka ona jest, sama się zapisała jak co roku.
Co prawda to prawda ona kochała te imprezy, a zawszę obstawiała te stanowisko razem z innym dziewczynami, których nawet nie lubiła, więc może przydałaby się jej koleżanka na miejscu....chociaż nie. Nie czuję się teraz gotowa żeby to zrobić, grzecznie odmówiłam:
- Przykro mi babciu jednak jeszcze za wcześnie na to. Na pewno kogoś znajdziesz - pocieszyłam ją po czym złapałam kolejnego placka i rozkoszowałam się jego smakiem.                                  
                   

Koniec!

MOKREGO DYNGUSA! :)

piątek, 28 marca 2014

Rozdział 8

Rozdział 8




[...] - Jeżeli ja cię nie mogę mieć, to nikt cię nie będzie miał! - po czym rzucił się na mnie.
Zaczęłam głośno krzyczeć i wołać pomocy. Jednak było już zbyt późno, wszyscy spali. Szarpałam się z nim, jednak był o wiele silniejszy...
Nagle złapał mnie za szyję i przydusił, brakowało mi powietrza, wiedziałam, że długo już nie wytrzymam. Zamknęłam przerażona oczy, czułam jak nogi się pode mną uginają. Bałam się... Nagle przestałam czuć cokolwiek. Otworzyłam oczy i ujrzałam nieprzytomnego, Jamesa, za którym z zakrwawioną ręką, stał mój wybawiciel - Dylan. Zapłakana rzuciłam mu się na zakrwawioną szyję i nagle straciłam przytomność.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Ocknęłam się na kanapie w dużym pokoju. Na podłodze były ślady krwi, które prowadziły do łazienki. Strasznie się przestraszyłam, jednak musiałam to sprawdzić. Wzięłam patelnię i poszłam do zakrwawionej ubikacji. Zobaczyłam tam jednak Dylana opatrującego swoje rany. Spojrzał na mnie i kontynuował to co robił.
- Oo, już wstałaś. - powiedział.
- Ile byłam nieprzytomna?
- 2 dni...
- Ile?! - zapytałam zaskoczona.
- 10 minut. - powiedział posyłając mi lekki uśmiech.
- Co się stało.
- No cóż... Gdy byłem już prawie w domu, usłyszałem wołanie o pomoc dochodzące z twojego podwórka, szybko przybiegłem sprawdzić co się dzieję, a gdy zobaczyłem Jamesa, który próbował cię skrzywdzić, wprowadziłem w życie nasz plan B, tyle, że zadziałałem ręką a nie głową. - zaśmiał się, pokazując rękę. 
- Chodź do salonu, ja przyniosę bandaże i opatrzę ci te skaleczenia. - powiedziałam z troską.
Usiedliśmy razem na kanapie i zgasiliśmy światło, żeby nie zwrócić uwagi Jamesa, który w każdej chwili mógł się ocknąć i wparować do domu, zaczęliśmy rozmowę. 
- Ajjjććć! - wyszeptał, gdy zaczęłam odkażać ranę.     
- Słuchaj, bardzo, bardzo Cię przepraszam. To wszystko moja wina. Powinnam Cię posłuchać i wcale tam nie jechać. Przeze mnie masz tylko same problemy.
- Przestań, wreszcie nie jest tu nudno. - uśmiechnął się.
- Jak mogłabym ci się odwdzięczyć?
- W sumie to niczego nie potrzebuję, ważne, że ty jesteś bezpieczna. - Powiedział i spojrzał mi prosto w oczy.
Patrzyliśmy się tak na siebie przez dobrą minutę. Było ciemno, jedynie lampka była zapalona i rzucała światło na jego pełną uroku twarz. Moje serce biło coraz szybciej. Oboje milczeliśmy i powoli się do siebie zbliżaliśmy. Był już tak blisko mnie, że czułam jego oddech. Nie chciałam czekać, aż on zrobi pierwszy krok, więc odważyłam się i pocałowałam go. Lekko muskaliśmy się ustami. Jego ręce znalazły się na mojej tali i przyciągnął mnie do siebie. Moje zaś owinęły się mu na karku, a palce wplotły się w jego włosy. Całowaliśmy się coraz namiętniej. A ja chciałam żeby ten pocałunek trwał wiecznie...
Nagle do pokoju weszła Babcia!!! Zdębiała na nasz widok. Szybko się opamiętaliśmy, lecz byliśmy bardzo skrępowani.
- Yyy.. to ja już może pójdę.. - powiedział speszony.
- Tak, to dobry pomysł. - odpowiedziała stanowczym głosem, otwierając mu drzwi.
A ja w tym czasie szybko czmychnęłam do pokoju by nie musieć tłumaczyć się z krępującej sytuacji. Moje szczęście było nie do opisania, od dawna marzyłam o tej chwili. W końcu będziemy z Dylanem więcej niż tylko przyjaciółmi... Do pokoju weszła blada jak ściana babcia, miała bardzo smutny wyraz twarzy, wyglądała jak by stało się coś strasznego.
- Co się dzieje babciu? - zapytałam zmartwiona.
- Chodzi o ciebie i Dylana.
- A tamto....Yyyy, no wieszzz.. To było... Taki impuls...yyyy no nie wiem co powiedzieć.
- Nie musisz mi się tłumaczyć, ale musisz wiedzieć jedną ważną rzecz....



...Dylan ma dziewczynę o.O
        

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 7

Hej, hej! :)

Nadrabiamy zaległości i dzisiaj nowy rozdział! :) Wyjątkowo po 2 dniach :P Pozostały nam jeszcze dwa rozdziały do nadrobienia i mieeejmy nadzieję, wrócimy do normalności :D Miłej lektury! ^_^



Ciąg dalszy rozdziału 6...

[...] - Gdzie twój chłopak? Wystawił Cię? A może go nigdy wcale nie było? - powiedział złośliwie.
- A co cię to obchodzi ?! To nie twoja sprawa! Nie mógł dzisiaj przyjechać. 
- To może ci go zastąpię? - powiedział wyciągając do mnie rękę.
- Nie trzeba... - odpowiedział tajemniczy głos obejmując mnie od tyłu.

Przestraszyłam się, nie wiedziałam kto to może być... Jednak po głosie poznałam, że był to Dylan! Odwróciłam się i moje przypuszczenia okazały się słuszne. 
- Dylan?! Co ty tu robisz?! - zapytałam zdziwiona.
- Głuptasie, zapomniałaś, że zaprosiłaś mnie na te ognisko? - powiedział.
- Aa, tak. Chodź na słówko... - powiedziałam i pociągnęłam go na stronę. 
- No hej, o co chodzi? - spytał śmiejąc się.
- Ty jeszcze się pytasz o co chodzi?! Miałeś się nie wtrącać!
- Taaaaaak... kłamałem. Co myślisz, że tylko ty możesz? - zaśmiał się.
- Nie rozumiem, po co tu przyszedłeś? 
- Chyba nie sądziłaś, że zostawię cię z tym psycholem!
- A co z twoim przesłuchaniem? 
- Odwołane... 
- Ta, jasne... Ale skoro tu jesteś to co robimy?
- Dobra, plan jest taki. Ja udaję twojego mena a ty się pięknie uśmiechasz.
- I co, myślisz, że on w to uwierzy?
- Zaufaj mi, jestem aktorem. - uśmiechnął się. - Zawsze zostaje jeszcze plan B. 
- Jaki?
- Wyjadę mu z czoła. 
- Jesteś niemożliwy. - zaśmiałam się.
- To co? Przedstawienie czas zacząć! - Wziął mnie za rękę i poprowadził do ogniska. 
Mimo, że tylko udawaliśmy bardzo mi się to podobało i chciałam jeszcze bardziej się w to wczuć. James odczepił się od nas, a ja mogłam cały wieczór mile spędzić z Dylanem. Czułam się fantastycznie! Darzyłam go coraz głębszych uczuciem. Nie chciałam, aby ten wieczór się
skończył... Nie chciałam, aby to było tylko udawanie... Zastanawiało mnie tylko czy Dylan odwzajemnia moje uczucia. Ale miałam nadzieję, że jednak też coś do mnie czuje, bo w sumie nie rezygnowałby dla mnie z castingu i nie przyjeżdżał tutaj... 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wszyscy rozchodzili się do domów. Dylan zaproponował, że mnie odwiezie. Gdy byliśmy już na parkingu zapytałam.
- Gdzie twoje auto?
- Przyjechałem czymś mniejszym. - powiedział wskazując na czarny motor, dokładnie ten, który widziałam jadąc do ośrodka. - No to wsiadaj. - powiedział dając mi kask.
Wykorzystałam sytuację i powiedziałam.
- Nigdy nie jeździłam motocyklem i trochę się boję.
- Nie bój się, obejmij mnie za brzuch i trzymaj się mocno. - Dokładnie to chciałam usłyszeć. Zadowolona wsiadłam na pojazd. Było bardzo przyjemnie, wtuliłam się w Dylana i rozkoszowałam się chwilą. 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Niestety, już po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce. Chciałam, aby się wcale nie zatrzymywał, ale to zrobił! Jednak romantyczny nastrój wcale nie znikł. Motor zaparkował pod domem swojej babci i podprowadził mnie pod same drzwi mojego domu. Chciałam mu w jakiś sposób
podziękować, więc zbliżyłam się do niego powoli i mocno go przytuliłam, szepcząc mu ciche "dziękuję" do ucha. Po czym dałam mu szybkiego całusa w policzek. Dylan uśmiechnął się, jednak pozostał poważny. Skrępowanie machnął ręką i szybko poszedł w swoją stronę. Byłam szczęśliwa, nie mogłam doczekać się co przyniosą kolejne dni. Wyciągając klucze z torby zauważyłam, że nikogo nie ma w domu, a na drzwiach wisiała notka z informacją od babci.
" Wrócę późno.
                          Babcia"
Z jednej strony cieszyłam się, że jej nie ma, gdyż nie miałam ochoty opowiadać wrażeń z ogniska, wolałam zostawić to dla siebie. Nagle usłyszałam szelest w krzakach i ciche "pst, pst! Nathalie!". Zdziwiło mnie to i zastanawiałam się kto to może być. Podeszłam więc powolutku do krzaków i dostrzegłam wysokiego mężczyznę. Było ciemno, więc nie dostrzegłam jego twarzy, jednak po 5 sekundach zorientowałam się, że to James! Wystraszyłam się i nie wiedziałam co miałam robić. To była pułapka! James powiedział:
- Jeżeli ja cię nie mogę mieć, to nikt cię nie będzie miał! - po czym rzucił się na mnie.
Zaczęłam głośno krzyczeć i wołać pomocy. Jednak było już zbyt późno wszyscy spali. Szarpałam się z nim, jednak był o wiele silniejszy...

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 6

Cześć!

Przepraszamy, że nie wstawiałyśmy rozdziałów, ale zabrakło nam czasu... Ola trochę chorowała, Paula miała dużo nauki... Ale postaramy się nadrobić zaległości i wrócić do formy :) Miłego czytania!

Rozdział 6


Byłam właśnie w drodze na ognisko. Jechałam z Meggie, która od niedawna miała prawo jazdy. Nie powiedziałam jej o całym zajściu, gdyż mogłaby powiedzieć o wszystkim mojej babci. Jednak zaczęłam odczuwać niepokój. Od dłuższego czasu jechał za nami czarny motor z podejrzanym typkiem za kierownicą. Nie mogłam zobaczyć kto to był, gdyż miał na głowie kaptur i było już ciemno. Jednak byłam prawie pewna, że to James, który w rozmowie wspomniał mi, że jeździ motorem. Myśl, że będę musiała spotkać się z nim na ognisku była nie do wytrzymania. Jednak postanowiłam, że gdy dzieciaki odjadą, niezauważalnie zniknę przed rozpoczęciem imprezy i nie będę musiała patrzeć na jego ohydną twarz. Dojechałyśmy na miejsce, gdzie dzieciaki otoczyły mnie i serdecznie przywitały. Bardzo się zżyłam z tymi cudownymi srelami. Od razu zaciągnęły mnie do wspólnej zabawy, więc mogłam się odprężyć i nie zwróciłam uwagi na tajemniczego motorzystę. Jednak cały czas trapiła mnie sprawa z małą Jenny, chciałam wiedzieć co stało się wtedy w łazience. Gdyby ten potwór coś jej zrobił, nie miałabym wyjścia i musiałabym powiedzieć wszystko policji. Wzięłam ją dyskretnie na bok i poszłyśmy do stołówki.
- Coś się stało, proszę pani? - spytała dziewczynka.
- Chciałabym się tylko dowiedzieć czy dobrze się tu czujesz i czy wszystko jest w porządku? 
- Czuję się super i wczoraj na zajęciach Philip złapał mnie za rączkę. - powiedziała bardzo szczęśliwa.
- A miałaś jakąś większą styczność z Jamesem? - spytałam.
- Nie, ale ten ziomuś jest strasznie dziwny. - odpowiedziała.
- Dlaczego tak uważasz? Coś Ci zrobił? 
- Nic mi nie zrobił, ale na przykład gdy byłam w łazience i wyszłam z toalety umyć rączki, to pan tam był chociaż to była ubikacja dla dziewczynek i on powiedział, że lubi sobie posiedzieć w łazience.
- To tyle? Dobra, zmykaj do innych. - odetchnęłam z ulgą. 
Ognisko przemijało w bardzo miłej atmosferze. Uspokoiła mnie rozmowa z Jenny, gdyż byłam pewna, że James nic nie zrobił dziewczynkom. Zabawa dobiegła końca. Wszystkie dzieci po pożegnaniu pełnym łez odjeżdżały już do swoich domów, ja również chciałam już się zbierać. Pomyślałam, że to najlepszy moment, żeby zniknąć. Było już ciemno, więc nikt nie widział osób idących z daleka. Postanowiłam więc to wykorzystać i po cichutko kierowałam się do bramy głównej. Zaledwie kilka metrów dzieliło mnie do celu, gdy usłyszałam głośny krzyk.
- Nathalie, gdzie idziesz?!! - krzyknęła główna organizatorka.
- Ja... wydaje mi się, że muszę iść... tak koniecznie muszę wracać! Obiecałam babci, że pomogę jej w domu. - tłumaczyłam się.
- Daj spokój, o tej porze i tak już nic nie zrobisz zostań z nami na chwilę. - nalegała.
Musiałam zostać, gdyż do głowy nie przyszła mi żadna lepsza wymówka. Cały mój plan odniósł odwrotne skutki niż chciałam. Zwróciłam uwagę wszystkich, co było okropne, gdyż się na mnie patrzyli. Wolnym krokiem podeszłam do reszty animatorów. Atmosfera bardzo mnie przytłaczała, wszyscy ze sobą rozmawiali, a ja stałam taka samotna, nawet moja najlepsza przyjaciółka zostawiła mnie dla chłopaka, ale nie miałam jej tego za złe, ponieważ wiedziałam, że bardzo go polubiła. Najgorsze w tym wszystkim było to, że James małymi kroczkami zbliżał się w moją stronę. Podszedł do mnie... Wiedziałam, że zbliżają się problemy. Patrzył się na mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. 
- Gdzie twój chłopak? Wystawił Cię? A może go nigdy wcale nie było? - powiedział złośliwie.
- A co cię to obchodzi ?! To nie twoja sprawa! Nie mógł dzisiaj przyjechać. 
- To może ci go zastąpię? - powiedział wyciągając do mnie rękę.
- Nie trzeba... - odpowiedź tajemniczy głos obejmując mnie od tyłu.

KONIEC


sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 5

Witamy. Przepraszamy za tak późną godzinę dodania, ale już jest!!! Rozdział 5 :D

Rozdział 5

Następny dzień rano.

Przez całą noc nie spałam. Ciągle myślałam o tym incydencie z Jamesem. Gdy wróciliśmy wczoraj do domu, zamknęłam się w swoim pokoju i nie odezwałam się ani słówkiem do nikogo. Byłam zdenerwowana i roztrzęsiona, nie wiedziałam już co robić. Powiedzieć komuś, czy nie? Zdecydowałam jednak, że zostawię to dla siebie. Nie miałam ochoty iść dzisiaj na żaden spacer z Dylanem. Czułam się okropnie, więc napisałam mu że nie mogę z nim iść, bo pojechałam z babcią do miasta, co było dobrą wymówką gdyż naprawdę moja babunia tam pojechała. Siedziałam sobie sama w domu i płakałam z bezradności, gdy nagle ktoś zapukał do moich drzwi. "Pewnie listonosz, którego oczekiwałam" - Pomyślałam i otworzyłam drzwi.
Ku mojemu zdziwieniu był to Dylan. Przestraszyłam się, więc odruchowo zamknęłam mu drzwi przed nosem, nie chciałam żeby widział moje łzy...
- Yyy..Natalie? Idziesz? - Zapytał zmieszany.
- Gdzie mam iść? - Odpowiedziałam.
- Noo, na Jogging - Powiedział.
- Nie dostałeś SMS'a?! - Zdziwiłam się.
- Jakiego esemesa? A no tak, mam wyciszoną komórkę! Poczekaj zaraz sprawdzę... 'Musimy odwołać dzisiejsze spotkanie jadę z babcią do miasta. Natalie'. A dobra, spoko. To na razie - Odwrócił się i poszedł
Odetchnęłam z ulgą. Lecz po chwili zawrócił się i wykrzykną:
- Zaraz zaraz, przecież ty jesteś w domu - Oburzył się.
- Yyyy.. bo my zaraz wyjeżdżamy. 
- Ty ściemniaro! Nie ma samochodu twojej babci ! 
- Oj no dobra...mam zły humor i nie mam ochoty na Jogging dzisiaj. Możesz to uszanować? - Zdenerwowałam się
- Mógłbym...ale tego nie zrobię - Zaśmiał się. - Okłamałaś mnie więc teraz musisz mi powiedzieć o co chodzi.
- A co jeżeli nie powiem?
- To będę siedział pod tymi drzwiami i śpiewał ci piosenki... na przykład... One Direction, tak długo dopóki mi nie powiesz.
- Nawet lubię ten zespół więc dawaj ile chcesz.
Chłopak usiadł pod moimi drzwiami i zaczął grzebać coś w telefonie. Zignorowałam go, bo w sumie co mi mógł zrobić. "Pośpiewa pośpiewa i se pójdzie." - Myślałam.
Parę minut później zmieniłam zdanie całkowicie, rozpętało się jakieś piekło. Dylan nie umiał śpiewać w ogóle, wył jak dziecko, fałsz było słychać w każdym jego słowie, a na dodatek śpiewał tak głośno, że zwrócił na siebie uwagę wszystkich sąsiadów z okolicy. Załamana otworzyłam drzwi i powiedziałam:
- Dobra wchodź, tylko przestań, błagam.
 Wszedł uśmiechnięty i usatysfakcjonowany, wesołym krokiem do mojego domu.
- A ty co dzisiaj taki wesoły? - Burknęłam.
- Mam dzisiaj ważne przesłuchanie i muszę pozostać zmotywowany, ale ty mi lepiej powiedz co się dzieje z tobą? - Spojrzał na mnie. - Ale czekaj ty płaczesz ?! - Zdziwił się.
- Wcale nie.
- Już nie kłam, bo za bardzo ci to nie wychodzi. Co się dzieje? Przecież wczoraj jeszcze tryskałaś energią. Coś z babcią ?
- Nie...
- Pokłóciłaś się z Meggie ?
- Nie...
-Natally!! Nie mogę zgadywać w wieczność. Powiedz o co chodzi, proszę. Martwię się o ciebie i nie chcę żebyś płakała, może będę mógł ci jakoś pomóc
- Nikt nie może mi pomóc...ale dobra - Zasmuciłam się - Na koloniach poznałam chłopaka nazywa się James...
- Aaaa podoba ci się ?
- Nie, nie, wręcz przeciwnie, to on lubi mnie. - Przerwałam. - W sumie to na początku wydawał się spoko, ale później zrobił coś... złego - Mówiłam zdenerwowana. - Więc, sprzątaliśmy po kolacji... byliśmy sami... James powiedział że mnie lubi, a ja nic do niego nie czuje, więc mu grzecznie powiedziałam, że nic z tego nie będzie, a poza tym jest miedzy nami zbyt duża różnica wieku. I on wtedy... - Wybuchłam płaczem.
-Co on zrobił ?! - Zapytał przestraszony.
- Bardzo się wkurzył, nagle stał się zupełnie innym człowiekiem , rzucił mnie na stół...nie mogłam się ruszyć, zaczął mnie rozbierać. Czułam się strasznie, nie wiedziałam co robić, powiedziałam mu nawet, że mam chłopaka, ale nie uwierzył... więc wzięłam stojącą na stole solniczkę i sypnęłam mu prosto w oczy i na szczęście w ten sposób udało mi się uciec. Już wolę nie myśleć co mogło by się stać, gdybym jednak nie dała rady się mu wymknąć. A najgorsze jest to, że on mógł coś zrobić tym dziewczynkom z ośrodka, a tego bym sobie nie wybaczyła...
Nie mogłam przestać płakać opowiadając mu to, on też nie wydawał się być taki wesoły jak wcześniej. Zaciskał mocno pięści wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć. Wstał i powiedział:
- Zabiję drania. Gdzie on mieszka ?- Zapytał groźnie.
- Co? Nie! Ty nic nie wiesz i nikt nie może się o tym dowiedzieć! Rozumiesz? - Powiedziałam, próbując uspokoić go.
- Ty chyba sobie żartujesz, myślisz, że tak to zostawię? To się mylisz...
- Ale on ma 25 lat i nie pozwolę byś się dla mnie narażał!
- Ja się wcale ciebie nie pytam o zgodę.
- A co z twoim przesłuchaniem ? Miałeś się nie denerwować, więc proszę! Daj mi to załatwić samej.
Ochłonął trochę i powiedział:
- Dobra, więc jaki masz plan ?
- Posłuchaj dzisiaj jest ostatni dzień, wystarczy tylko, że przetrwam te ognisko, pożegnam się z drużyną i szybko się zmyję. A Jamesa będę omijała szerokim łukiem.
- Ha... to ty chcesz tam jeszcze iść? Do tego... pedofila? Wystawiasz się na tacy Nathalie. Ale dobra, rób co chcesz, skoro o to prosisz to nie będę się wtrącał. Ale wiedz, że gdyby nie te przesłuchanie, to gościu już dawno miał by rozwaloną gębę. - Powiedział i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi.                              
Nie widziałam go jeszcze takiego. Pierwszy raz w ogóle widziałam żeby ktoś tak się wkurzył. Żałowałam, że mu o tym powiedziałam, przeze mnie mógł przecież zawalić przesłuchanie. I gdyby tego jeszcze było mało, to teraz wiedział o wszystkim i mógł powiedzieć to mojej babci i nie ukrywam, nie byłam na to przygotowana i nie wiem czy kiedykolwiek będę. Pozostało mi tylko wierzyć że Dylan będzie trzymał język za zębami.
Po tej kłótni, zaczęłam się solidnie zastanawiać jak mam zamiar unikać Jamesa, przecież to było praktycznie niemożliwe, ośrodek nie był zbyt duży, a z tego co zdradziła mi nasza główna organizatorka, po tym jak odjadą dzieciaki, odbędzie się specjalna impreza dla samych wolontariuszy, których było ok. 15, więc raczej trudno będzie mi unikać osoby, która zapewne będzie mnie szukała, w takiej małej grupce...
W sumie to te rozmyślanie wcale nie przyniosło większych efektów, a tylko pogorszyło mi humor, więc przestałam i wróciłam do tego co robię najlepiej, czyli płaczu...           

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 4

Hej, kolejny rozdział. Ostatnio było trochę śmiechu, a tym razem na poważnie. Miłego czytania :)

Rozdział 4

Coraz więcej czasu spędzałam z Dylanem. Codzienne joggingi nas do siebie zbliżyły. Pomogłam mu pomalować płot. Nie zapomniałam też o mojej przyjaciółce, Katie i przyjacielu Nathanie. Właśnie gadałam z nimi na skypie.
- Heej! Co u was słychać? - zapytałam.
- Siema, mała! Spoko, spoko. Właśnie wróciłem z treningu. - powiedział Nathan.
- A ty, Katie?
- Ja sobie siedzę i myślę jak za tobą tęsknię. - powiedziała smutna.
- Uuuuu... nie smutaaj! Wrócę za 1,5 miesiąca. - pocieszyłam przyjaciółkę.
- A co u ciebie? Coś nowego?
- A wiecie... poznałam kogoś.
- Łuuuu! Poproszę o szczegóły! - ożywiła się Kat.
- Ale mówisz o koleżance, prawda? - zaniepokoił się Nathan.
- Oczywiście, że o chłopaku. - zdziwiła się Katie.
- Więc poznałam go na plaży. Jest mega przystojny i chyba mnie lubi.
- No nareszcie poznałaś jakiegoś fajnego chłopaka !! To kiedy go poznam?
- Och, Kat, nawet jeszcze nie wiadomo czy coś z tego będzie! - powiedziałam.
- No właśnie, nie nakręcaj się tak. - wtrącił Nathan.
Pogadałam trochę z nimi. Okazało się, że Nathan znowu wyrwał jakąś laskę. Cały Nathan - to typowy podrywacz. Co ciekawe, moi najlepsi przyjaciele wcale się nie lubią. Katie jest zupełnym przeciwieństwem Nathana, uważa go za kretyna, który myśl tylko o jednym. Przyjaźnię się z Nathanem od dziecka. Wiem, że w głębi jest dobrym człowiekiem, chociaż mocno się zmienił. Jest jednym z najpopularniejszych uczniów naszej szkoły oraz najlepszym graczem szkolnego teamu piłki nożnej. Zdziwiło mnie zachowanie Nathana, gdy wspomniałam o Dylanie. Nigdy nie zwracał uwagi na to z kim się spotykam. Nie miałam jednak czasu się nad tym zastanawiać, gdyż do mojego pokoju weszła Meggie.
- No cześć, kochana! Co, gotowa? Właśnie wyjeżdżamy. - powiedziała.
- Tak, tak. Już idę.
Zapisałyśmy się jako animatorki na tygodniowe kolonie dla dzieci. Były one poza Sennen, to było 20 minut drogi. Odbywały się w pięknym ośrodku w środku lasu.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mijały dni. Na koloniach poznałam mnóstwo świetnych osób. Dzieci były urocze i łatwo się z nimi pracowało. Nie zrezygnowałam jednak z porannych spotkań z Dylanem. Codziennie rano relacjonowałam mu historie z kolonii. Jednak w środku kolonii zdarzyło się coś dziwnego. Właśnie siedziałam sobie na ławce przed ośrodkiem i zajadałam się kanapką, gdy podszedł do mnie jeden z animatorów, 25-letni James. Usiadł przy mnie i powiedział.
- Cześć! Ty jesteś Nathalie, prawda?
- Um.. tak, to ja.
- Wiesz, muszę ci powiedzieć, że masz świetną rękę do dzieci. - skomplementował mnie.
- Dzięki, a ty jak sobie radzisz?
- Całkiem nieźle, chociaż dziewczynki chyba nie za bardzo za mną przepadają.
- Co? Czemu tak sądzisz?
- Zawsze, gdy próbuję z nimi pogadać uciekają.
-  Mogę z nimi porozmawiać na ten temat, jeśli chcesz.
- To by było wspaniale!
- Dobra, to lecę.
- Dziękuję ci bardzo. - rzekł dotykając moją rękę.

Poszłam do grupy Jamesa i zwołałam wszystkie dziewczynki na pogadankę. Zapytałam je wprost.
- Dlaczego tak chłodno traktujecie pana Jamesa?
Zapadło głuche milczenie. Żadna nie chciała nic powiedzieć.
- No powiedziecie mi, postaram się to jakoś załatwić.
- Dobrze... więc on jest jakiś niefajny. - odważyła się jedna.
- Czemu tak sądzisz?
- Zwraca się do nas w dziwny sposób.
- Na przykład?
- Nazywa nas rybeńkami, kotkami...
- No i to wszystko? - zdziwiłam się.
Nagle wstała jedna z dziewcząt, była bardzo zdenerwowana. Powiedziała cichuteńko.
- No bo... Jenny nam powiedziała, że... że gdy była w łazience, to on... - nagle przerwała, gdyż do pokoju wszedł James z wiadomością, że kolacja jest gotowa.
- Dobrze, dziewczyny. Dokończmy tę rozmowę później. - po czym udaliśmy się na kolację.
Usiadłam z Jamesem, aby go lepiej poznać. Wydawał się całkiem miły. Polubiłam go jak starszego brata, nic więcej, bo ani na chwilę nie zapomniałam o Dylanie. Musiałam już wracać do domu i nie dokończyłam rozmowy z dziewczynkami, ale mogę uznać, że temat jest już skończony. Pomyślałam, że dzieci wyolbrzymiają jak to potrafią, gdyż James wydawał się jak najbardziej w porządku.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Był przedostatni dzień kolonii. Nie mogłam się doczekać na ponowne spotkanie z moimi podopiecznymi. Dzisiaj było rozstrzygnięcie konkursu na najlepszą grupę. Wygrała Meggie, ona zawsze umiała dobrze pokierować grupa i miała świetne podejście do dzieci. Dzisiaj była moja kolejka sprzątania po kolacji. James zaproponował mi pomoc, a ja nie odmówiłam, gdyż był wielki bałagan. Spędzaliśmy ze sobą dobry czas. Usiadłam na chwilę, żeby nabrać energii. Usiadł przy mnie i zaproponował.
- Może jak skończą się kolonie, spotkamy się we dwoje? Bardzo cię polubiłem.
Zrobiło mi się przykro. Nie chciałam go zranić, ale jednak nic do niego nie czułam.
- Przepraszam, ale myślę, że dzieli nas różnica wieku. Zostańmy przyjaciółmi.
- Nieee... Dobrze wiem, że coś do mnie czujesz. - spojrzał się na mnie szaleńczo i przybliżył się, żeby mnie pocałować.
Odepchnęłam go natychmiast, wstałam i pod wpływem emocji skłamałam:
- Ale ja mam chłopaka.
- Tak, akurat! Uwierzę jak zobaczę.
Przestraszyłam się. Podszedł i popchnął mnie na stół. Zabolało mnie mocno. Nie wiedziałam co mam robić. James stał się natarczywy i zaczął mnie rozbierać. Wzięłam stojącą na stole solniczkę i sypnęłam mu w oko, po czym wybiegłam rozpłakana. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Już wiedziałam o co chodzi dziewczynkom, na szczęście już jutro było pożegnalne ognisko, więc nie zamierzałam nikomu o tym mówić, gdyż było to dla mnie bardzo krępujące. James okazał się pedofilem. Żałuję, że nie zauważyłam tego wcześniej.

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 3

Uwaga Kolejny rozdział w końcu trochę dłuższy :D 

 Rozdział 3


 Minęły 3 dni od kolacji. Teraz byłam już pewna, że Dylan to ten surfer. Widziałam go jak spacerował z Alexandrą, jego babcią, dlatego tym bardziej głupio było mi spojrzeć mu w oczy lub co więcej z nim rozmawiać. Jako, że jestem osobą wysportowaną, codziennie rano uprawiam jogging i dziwnym trafem dzień w dzień go spotykałam, i nie ukrywam, że tylko gdy go widziałam chowałam się w krzaki. Meggie mówiła, że jestem dziwna i, że powinnam do niego zagadać ale jestem pewna, że nie wiedziałabym co powiedzieć, więc skok w krzaki i parę zadrapań było dla mnie o wiele lepszym rozwiązaniem. Cała ta sprawa była dla mnie bardzo podejrzana. Jak to możliwe, że biegał tymi samymi ścieżkami co ja, skoro codziennie biegłam inną drogą? Czyżby przeznaczenie? W sumie nie wierzę w takie bzdury, więc nie zagłębiałam się w to bardziej. Pewnego dnia wyszłyśmy razem z babcią na spacer. Co dziwne uparła się żeby koniecznie iść na plażę. Zgodziłam się bez zastanowienia, w końcu to jest moje ulubione miejsce w Sennen, jednak było w tym coś podejrzanego. Doszliśmy i wyszło szydło z worka, na drugiej stronie plaży stał kto? No oczywiście, że Dylan! W sumie mogłam to przewidzieć, że moja babcia chce na siłę mnie z nim wyswatać, ale teraz chciałam stamtąd jak najszybciej uciec, więc wymyślałam najróżniejsze wymówki.
- Babciu my przypadkiem nie zostawiliśmy....otwartego domu?
- Na pewno nie wnusiu - Powiedziała ciągnąc coraz bliżej do niego.
-Babciu wracajmy do domu przypomniałam sobie że muszę zadzwonić do mamy - mówiłam w pośpiechu i zdenerwowaniu.
- Mama się nie obrazi jak zadzwonisz do niej później - Mówiła spokojnie.
Zaledwie 20 metrów dzieliło nas od siebie spanikowałam więc wykorzystałam ostatnią belkę ratunku - Zaczęłam symulować.    
- AŁAA !! - lekko przykucnęłam i złapałam się z brzuch.
- Co się stało? - Zdziwiła się babcia.
- Strasznie brzuch mnie rozbolał !!! - Wyjęknęłam.
- Poczekaj - Powiedziała z ironią - Dylan możesz przyjść nam pomóc !! - Zawołała machając do niego ręką.
 No ona chyba sobie ze mnie jaja robi. Jak mogłam pomyśleć że babcia uwierzy w moje przedstawienie przecież zna mnie na wylot...a teraz jeszcze jej pomogłam i Dylan właśnie zmierzał w naszą stronę...
- Coś się stało pani Elizabeth ? - Powiedział z troską.
- Proszę mów mi babciu -  Śmieje się.
Załamałam się w tym momencie. Chciałam stać się niewidzialna. Moja babcia była totalnie bezpośrednia...niestety.
- Yyyyyyyy.....więc o co chodzi, Babciu? - Rzekł śmiejąc się.
- Mojej wnusi chyba coś dolega.
- Co?!  Nic mi nie jest, czuję się świetnie! -  Przerwałam jej zrywając się na równe nogi.
- Oooo to ty ?! - Powiedział Dylan uśmiechając się.
- To ja pójdę do Alexandry. - Oznajmiła babcia zostawiając mnie z nim samą.
- No no no...Grubasek? ....yyy... to znaczy chyba teraz już nie mogę tak mówić. Wyładniałaś! - Rzekł znowu uśmiechając się tym swoim urzekającym uśmiechem...
Zarumieniłam się. Był bardzo miły dlatego zaczęłam się tłumaczyć.
- Ja...bardzo przepraszam że nie byłam na tej kolacji...
- Nic się nie stało, ale obiecaj że to nadrobimy.
- Yyyy... no dobra ale jak?
- Widziałem że biegasz z rana, możemy pobiegać razem wiesz zawsze raźniej.
- Co ale skąd ty to wiesz??!!
- Parę razy widziałem jak się krzaki ruszają - Zaśmiał się.
Poczułam się bardzo głupio więc zaczęłam się śmiać.
- No to jak? O której jutro? - Zapytał.
- No nie wiem... Może o 6?
- Świetnie, to jesteśmy umówieni.
Byłam strasznie szczęśliwa, już nie mogłam się doczekać.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następny dzień, 6:00

Właśnie czekałam na niego przy molo na plaży. Byłam strasznie podekscytowana, ale bałam się, że nie będę wiedziała co powiedzieć i rozmowa szybko się urwie. Nagle zauważyłam biegnącego w moją stronę Dylana.
- Cześć! I jak, jesteś gotowa?
- No pewnie, dam ci niezły wycisk. - zaśmiałam się.
- Ha! Na pewno!
- A co? Chcesz się ścigać?
- Grozisz mi?
- Dobra! To kto pierwszy dobiegnie do tego klifu!
- Przegrany pomaga mi malować płot.
- Czekaj, czekaj... zakładasz, że ja przegram? A co jak to ty polegniesz?
- To wtedy... skończę w ubraniach do wody.
- Hahaha! Okey, niech będzie! To zaczynamy!
Biegliśmy ramię w ramię. Jednak kilka metrów przed końcem, Dylan lekko mnie szturchnął w ramię, a ja potknęłam się i upadłam.
- Ej, to nie fair! Popchnąłeś mnie! - krzyknęłam przerywając mu taniec radości na mecie.
- Co? Ja cię popchnąłem? Coś ci się przewidziało, może to był wiatr. - powiedział, nie mogąc przestać się śmiać.
- Ja się tak nie bawię! Stwierdzam, że był remis.
- Niech ci będzie. Wychodzi na to, że oboje musimy zrobić te rzeczy.
- Proszę bardzo, czekam.
- Dobra, patrz na mistrza... - powiedział i wbiegł do wody.
- Jak tam woda, panie mistrzu? Nie za zimno?
- A, w sam raz - powiedział z trzęsącą się szczęką.
- No właśnie widzę, następnym razem jak się będziesz ze mną zakładał to dwa razy pomyśl zanim coś powiesz. No, ale muszę przyznać, wyglądasz nieźle - niczym mój pies po myciu. - rzekłam śmiejąc się.
- Ooo nie! Teraz to było przegięcie!
- I co mi zrobisz? Wrzucisz mnie do wody?
Nie zastanawiając się, krótko powiedział.
- Mówisz - masz! - i zaczął biec w moją stronę.
Zaskoczyłam się i zaczęłam uciekać. Jednak tym razem Dylan był szybszy. Wziął mnie w ramiona i wbiegł do wody. Byłam mokra, było mi zimno i odechciało mi się biegania.
- No, a teraz ty wyglądasz jak mój kot, chociaż go nie mam. - śmiał się ze mnie.
Ze złości postanowiłam ochlapać go wodą, choć nie dawało to żadnych rezultatów, mi sprawiło wiele przyjemności. Uciekłam z wody i usiadłam na znajdującą się w pobliży ławeczkę. Zaczęłam się trząść z zimna. Mój dręczyciel usiadł koło mnie.
- Ale się nabiegaliśmy, widzisz jaka jesteś spocona. - powiedział.
Nie odpowiedziałam na to, lecz rzuciłam mu groźne spojrzenie.
- Łołoło! Spokojnie, nie zamieniaj mnie w kamień, Bazyliszku. Masz moją bluzę miałem ą na wszelki wypadek w plecaku. - rzekł otulając mnie ją.
Odprowadził mnie do domu, a tam czekała na mnie wściekła na mój wygląd babcia. Nieźle mi się dostało. Jednak był to dla mnie piękny poranek.

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 2


Siemanko oto nowy rozdział mamy nadzieje że wam się spodoba. Posty będą dodawane około co tydzień pewnie w soboty :) więc odprężcie się i wczujcie się w naszą opowieść gdyż będzie się robiło coraz ciekawiej :D

                        
Rozdział 2
Po długich namowach, udało nam się przekonać babcię na noc z Meggie. Cieszyłam się, że nie będę na tej kolacji, ale babcia powiedziała, że i tak nie uniknę z nimi spotkania, gdyż prędzej czy później znowu przyjdą, a drugi raz nie uda mi się wywinąć.

- Ale super, że twoja babcia się zgodziła. - powiedziała uradowana Meggie.
- Ja też się bardzo cieszę, więc co będziemy robić? - spytałam.
- Czeka nas noc pełna atrakcji. Będziemy oglądać filmy, plotkować i rozmawiać o przystojnych chłopakach, oczywiście między innymi o tym twoim surferze. - zaśmiała się szyderczo.
- Meggie, skończ. To, że dzisiaj go poznałyśmy, nie znaczy, że spotkamy go kolejny raz.
- To przygotuj się na wstrząs, bo właśnie idzie po drugiej stronie ulicy.
Głęboko w sercu ucieszyłam się, że go widzę, gdyż naprawdę mi się spodobał. Zaskoczył mnie jednak jego elegancki wygląd i bukiet kwiatów w dłoniach. Czyżby śpieszył się na jakąś randkę?
- Co za niespodzianka, ale chyba się gdzieś śpieszy. Taki wystrojony i te kwiaty... - powiedziałam z lekką zazdrością.
- Myślisz, że ma dziewczynę?
- No na pewno ma. W końcu jest taki przystojny i wysportowany... Znaczy... ee.. nie to miałam na myśli. - powiedziałam speszona.
- Dobra, dobra nie ściemniej. Wiem, że ci się podoba!
- No, może trochę...
- Trochę? Przecież widzę jak na niego patrzysz.
Na szczęście doszłyśmy już do domu Meggie i powitała nas z hukiem jej młodsza siostra, więc zakończyłyśmy tę niezręczną rozmowę.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ta noc zapowiadała się naprawdę świetnie. Mama Meggie zrobiła nam pyszne ciasto! Siedziałyśmy i oglądałyśmy razem romantyczne komedie w jej pokoju. Nie udaję, że myślałam wtedy o tym chłopaku. Rzeczywiście namieszał mi w głowie.
- Naszemu Romeowi chyba nie udała się randka... Spójrz przez okno, ktoś go musiał ostro wkurzyć.  - powiedziała Meggie
Szybko wyjrzałam przez okno i go zobaczyłam. Rzeczywiście był zdenerwowany.
- No stara, to teraz droga wolna! - powiedziała klepiąc mnie po ramieniu.
- Jak myślisz, co powinnam zrobić?
- Na pewno siedzieć w pokoju i oglądać ze mną filmy. - powiedziała sarkastycznie.
- No chyba nie będę za nim biegła w środku nocy!
- A czemu nie? To byłoby takie roomantyczne! - powiedziała i obie wybuchnęłyśmy śmiechem.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następnego dnia wstałyśmy o 11, szybko się ogarnęłam i wróciłam do domu, bo wczoraj obiecałam babci, że pomogę jej posprzątać dom.
- Żałuj, że wczoraj nie zostałaś na kolacji. Dylan jest jeszcze przystojniejszy niż opisywała go Alexandra.
- Oj, babciu, Co ty możesz wiedzieć o gustach dzisiejszych nastolatek.
- No wiesz co?! Kiedyś też byłam nastolatką! - zbulwersowała się babcia. - Umiem odróżnić przystojniaka od brzydala.
- Och, babciu, skończmy. Lepiej weźmy się za te sprzątanie.
Zaczęłam sprzątać duży pokój. Sprzątając moją uwagę przykuł duży bukiet wyglądający identycznie jak ten, który niósł poznany przez nas surfer. Od razu wykrzyknęłam.
- Babciu! Skąd są te kwiaty?
- Wydawało mi się, że nie chcesz o tym rozmawiać.
- Proszę powiedz mi, to ważne.
- Dobra, miałam ci wcześniej powiedzieć. Te kwiaty przyniósł ci Dylan.
Bardzo cię zdziwiłam, jednak dawało mi to nutkę nadziei, że Dylan to poznany przeze mnie chłopak. Ale jeżeli tak było, to znaczy, że przeze mnie był wkurzony. Musiałam dowiedzieć się czy to na pewno był on.
- To miło z jego strony. Głupio mi teraz, że nie zostałam.
- Nie przejmuj się, jeszcze będziesz miała okazję go poznać.

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 1

Witamy!

Oto pierwszy rozdział naszej historii. Mamy nadzieję, że Wam się spodoba. Czekamy na komentarze oraz zachęcamy do odwiedzenia zakładki "Bohaterowie". Miłej lektury. :)


Rozdział 1
     Był początek lata. Właśnie pakowałam się na mój wyjazd wakacyjny. Całe wakacje miałam spędzić w domu mojej babci Elizabeth w małej wiosce zwanej Sennen. Była to piękna kraina nad morzem. Przyjeżdżałam tam cały czas, gdy byłam mała, jednak po śmierci dziadka moi rodzice stracili chęć do odwiedzania tego miejsca i przywoływania wspomnień. W końcu po 12-stu latach wracam. Jestem strasznie podekscytowana, gdyż w końcu spędzę więcej czasu z babcią. Niestety, widywałam ją tylko w święta, bo w ostatnim czasie była bardzo chorowita, a teraz będą ją miała całą dla siebie. Nagle do pokoju weszła mama.
- Gotowa? - zapytała.
- Już prawie. Daj mi jeszcze 5 minut.
- Dobra, ale ani minuty więcej. Wiesz jaki jest ojciec kiedy musi na kogoś czekać.
- Ok, spoko. - powiedziałam uśmiechając się wesoło.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Podróż minęła mi szybko, cały czas rozmyślałam o rzeczach, które będą tam robiła. Przywoływałam najróżniejsze wspomnienia związane z tym miejscem. Wjeżdżając do wsi, widziałam już te piękne zielone pagórki przepełnione rozmaitą roślinnością. Przez wychylone okno słychać było szum morza, nad którym przebywałam często z babcią. Nareszcie dotarliśmy na miejsce.
- Kochanie, jesteśmy. Niestety bardzo się śpieszymy i nie wejdziemy do środka. Pozdrów i przeproś od nas babcię. Trzymaj się, skarbie. - powiedziała mama czule mnie całując.
Podekscytowana przechodziłam przez próg mieszkania.
- Babciu! - krzyknęłam.
- O jejku! Jak ty wyrosłaś! A gdzie rodzice?
- Tata bardzo się śpieszył do pracy. Kazali cię przeprosić i serdecznie pozdrowić.
- Dobrze, nic nie szkodzi. Idź do swego pokoju i rozpakuj się, a ja w tym czasie przygotuje ci coś pysznego na obiad.
- Dziękuję. Idę najpierw zadzwonić do Meggie, że już jestem.
- Możesz mieć problemy z zasięgiem.
- Co? Czemu?
- Odkąd wybudowali u nas te wiatraki, bardzo trudno jest się do kogoś dodzwonić.
- Nigdy gdy do ciebie dzwoniłam, nie było sytuacji, że nie odpowiadałaś.
- To dzięki temu, że zawsze gdy do mnie dzwonisz to stoję w kącie twojego pokoiku na taborecie. Ten pomysł podsunęła mi moja przyjaciółka Alexandra. Może ją pamiętasz. Gdy byłaś malutka bawiłaś się z jej wnuczkiem.
- A, tak. To ten wredny bachor, który wyzywał mnie od grubasów. Jak ja go nienawidziłam!
Babcia uśmiechając się złowieszczo powiedziała - Przyjdzie dzisiaj na kolacje.
- Co? Niee! Ja chyba dzisiaj wieczorem będę musiała gdzieś wyjść.
- Nie przesadzaj wnusiu. Wiesz, że on przyjechał z tej Ameryki po 2 latach i tak chłopak wyprzystojniał!
- Tak, tak... Babciu, mi nie w głowie romanse!
- Ubierz się jakoś ładnie, bo przyjdzie z Alexandrą o 7 wieczorem. A teraz mykaj do swego pokoju!
- Ok,ok.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

4 po południu, spacer po plaży z Meggie

- Jejku, jak ja się cieszę, że ciebie widzę. Tyla lat gadania przez telefon, a teraz mogę cię dotknąć. Nie uwierzysz, ile tu się zmieniło. Tyle nowych osób, nawet dużo przystojnych chłopaków.
- Weź, Meggie. A ty zawsze tylko o jednym. - zaśmiałam się.
- Oj, przestań. Nie mów, że nie chciałabyś jakiegoś fajnego faceta. Na przykład, spójrz na tego surfera. Czyż nie jest boski? I ta jego klata! - rozmarzyła się.
- No, muszę przyznać, jest niezły.
- Patrz, właśnie tu idzie . Hej, przystojniaku! - krzyknęła do nieznajomego.
- No, siema dziewczyny. - odpowiedział uśmiechając się czarująco.
Muszę przyznać, że na jego widok lekko przeszły mnie ciarki. Był bardzo umięśniony i wysoki. Miał gęste, brązowe włosy i pełne uwodzicielskiego wdzięku piękne, niebieskie oczy. Nie mogłam zebrać się na odwagę, żeby coś powiedzieć, ale gdy Meggie trzepnęła mnie łokciem w żebro wydusiłam z siebie krótkie "cześć". Widząc, że razem z nieznajomym milczymy, patrząc sobie w oczy, Meggie powiedziała:
- Długo już surfujesz, bo widać, że znasz się na rzeczy?
- Od roku. Przepraszam was bardzo, miło się gadało, ale koledzy mnie wołają. Do zobaczenia. - powiedział, ukradkiem rzucając mi spojrzenie i odszedł.
- Ty zgrywusko! Spodobał ci się! - zaśmiała się Meggie, szturchając mnie.
- Oj, weź! Tak mi przykro, że dopiero się zobaczyłyśmy, a ja już muszę iść na tę głupią kolację!
- Mam pomysł! Namówimy twoją babcię, żebyś dzisiaj spała u mnie! My spędzimy więcej czasu razem, a ty unikniesz tej kolacji.
- Sama nie wiem. Babci zależało na tej kolacji...
- Oj, nie bądź taką nudziarą! Wolisz spędzić wieczór ze mną czy z jakimś debilem? Chodź, zobaczysz, że będzie fajnie.
\- Przekonałaś mnie, ale musisz mi pomóc udobruchać babcię.
- Okey, to do dzieła!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------