Uwaga Kolejny rozdział w końcu trochę dłuższy :D
Rozdział 3
Minęły 3 dni od kolacji. Teraz byłam już pewna, że Dylan to ten surfer. Widziałam go jak spacerował z Alexandrą, jego babcią, dlatego tym bardziej głupio było mi spojrzeć mu w oczy lub co więcej z nim rozmawiać. Jako, że jestem osobą wysportowaną, codziennie rano uprawiam jogging i dziwnym trafem dzień w dzień go spotykałam, i nie ukrywam, że tylko gdy go widziałam chowałam się w krzaki. Meggie mówiła, że jestem dziwna i, że powinnam do niego zagadać ale jestem pewna, że nie wiedziałabym co powiedzieć, więc skok w krzaki i parę zadrapań było dla mnie o wiele lepszym rozwiązaniem. Cała ta sprawa była dla mnie bardzo podejrzana. Jak to możliwe, że biegał tymi samymi ścieżkami co ja, skoro codziennie biegłam inną drogą? Czyżby przeznaczenie? W sumie nie wierzę w takie bzdury, więc nie zagłębiałam się w to bardziej. Pewnego dnia wyszłyśmy razem z babcią na spacer. Co dziwne uparła się żeby koniecznie iść na plażę. Zgodziłam się bez zastanowienia, w końcu to jest moje ulubione miejsce w Sennen, jednak było w tym coś podejrzanego. Doszliśmy i wyszło szydło z worka, na drugiej stronie plaży stał kto? No oczywiście, że Dylan! W sumie mogłam to przewidzieć, że moja babcia chce na siłę mnie z nim wyswatać, ale teraz chciałam stamtąd jak najszybciej uciec, więc wymyślałam najróżniejsze wymówki.
- Babciu my przypadkiem nie zostawiliśmy....otwartego domu?
- Na pewno nie wnusiu - Powiedziała ciągnąc coraz bliżej do niego.
-Babciu wracajmy do domu przypomniałam sobie że muszę zadzwonić do mamy - mówiłam w pośpiechu i zdenerwowaniu.
- Mama się nie obrazi jak zadzwonisz do niej później - Mówiła spokojnie.
Zaledwie 20 metrów dzieliło nas od siebie spanikowałam więc wykorzystałam ostatnią belkę ratunku - Zaczęłam symulować.
- AŁAA !! - lekko przykucnęłam i złapałam się z brzuch.
- Co się stało? - Zdziwiła się babcia.
- Strasznie brzuch mnie rozbolał !!! - Wyjęknęłam.
- Poczekaj - Powiedziała z ironią - Dylan możesz przyjść nam pomóc !! - Zawołała machając do niego ręką.
No ona chyba sobie ze mnie jaja robi. Jak mogłam pomyśleć że babcia uwierzy w moje przedstawienie przecież zna mnie na wylot...a teraz jeszcze jej pomogłam i Dylan właśnie zmierzał w naszą stronę...
- Coś się stało pani Elizabeth ? - Powiedział z troską.
- Proszę mów mi babciu - Śmieje się.
Załamałam się w tym momencie. Chciałam stać się niewidzialna. Moja babcia była totalnie bezpośrednia...niestety.
- Yyyyyyyy.....więc o co chodzi, Babciu? - Rzekł śmiejąc się.
- Mojej wnusi chyba coś dolega.
- Co?! Nic mi nie jest, czuję się świetnie! - Przerwałam jej zrywając się na równe nogi.
- Oooo to ty ?! - Powiedział Dylan uśmiechając się.
- To ja pójdę do Alexandry. - Oznajmiła babcia zostawiając mnie z nim samą.
- No no no...Grubasek? ....yyy... to znaczy chyba teraz już nie mogę tak mówić. Wyładniałaś! - Rzekł znowu uśmiechając się tym swoim urzekającym uśmiechem...
Zarumieniłam się. Był bardzo miły dlatego zaczęłam się tłumaczyć.
- Ja...bardzo przepraszam że nie byłam na tej kolacji...
- Nic się nie stało, ale obiecaj że to nadrobimy.
- Yyyy... no dobra ale jak?
- Widziałem że biegasz z rana, możemy pobiegać razem wiesz zawsze raźniej.
- Co ale skąd ty to wiesz??!!
- Parę razy widziałem jak się krzaki ruszają - Zaśmiał się.
Poczułam się bardzo głupio więc zaczęłam się śmiać.
- No to jak? O której jutro? - Zapytał.
- No nie wiem... Może o 6?
- Świetnie, to jesteśmy umówieni.
Byłam strasznie szczęśliwa, już nie mogłam się doczekać.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Następny dzień, 6:00
Właśnie czekałam na niego przy molo na plaży. Byłam strasznie podekscytowana, ale bałam się, że nie będę wiedziała co powiedzieć i rozmowa szybko się urwie. Nagle zauważyłam biegnącego w moją stronę Dylana.
- Cześć! I jak, jesteś gotowa?
- No pewnie, dam ci niezły wycisk. - zaśmiałam się.
- Ha! Na pewno!
- A co? Chcesz się ścigać?
- Grozisz mi?
- Dobra! To kto pierwszy dobiegnie do tego klifu!
- Przegrany pomaga mi malować płot.
- Czekaj, czekaj... zakładasz, że ja przegram? A co jak to ty polegniesz?
- To wtedy... skończę w ubraniach do wody.
- Hahaha! Okey, niech będzie! To zaczynamy!
Biegliśmy ramię w ramię. Jednak kilka metrów przed końcem, Dylan lekko mnie szturchnął w ramię, a ja potknęłam się i upadłam.
- Ej, to nie fair! Popchnąłeś mnie! - krzyknęłam przerywając mu taniec radości na mecie.
- Co? Ja cię popchnąłem? Coś ci się przewidziało, może to był wiatr. - powiedział, nie mogąc przestać się śmiać.
- Ja się tak nie bawię! Stwierdzam, że był remis.
- Niech ci będzie. Wychodzi na to, że oboje musimy zrobić te rzeczy.
- Proszę bardzo, czekam.
- Dobra, patrz na mistrza... - powiedział i wbiegł do wody.
- Jak tam woda, panie mistrzu? Nie za zimno?
- A, w sam raz - powiedział z trzęsącą się szczęką.
- No właśnie widzę, następnym razem jak się będziesz ze mną zakładał to dwa razy pomyśl zanim coś powiesz. No, ale muszę przyznać, wyglądasz nieźle - niczym mój pies po myciu. - rzekłam śmiejąc się.
- Ooo nie! Teraz to było przegięcie!
- I co mi zrobisz? Wrzucisz mnie do wody?
Nie zastanawiając się, krótko powiedział.
- Mówisz - masz! - i zaczął biec w moją stronę.
Zaskoczyłam się i zaczęłam uciekać. Jednak tym razem Dylan był szybszy. Wziął mnie w ramiona i wbiegł do wody. Byłam mokra, było mi zimno i odechciało mi się biegania.
- No, a teraz ty wyglądasz jak mój kot, chociaż go nie mam. - śmiał się ze mnie.
Ze złości postanowiłam ochlapać go wodą, choć nie dawało to żadnych rezultatów, mi sprawiło wiele przyjemności. Uciekłam z wody i usiadłam na znajdującą się w pobliży ławeczkę. Zaczęłam się trząść z zimna. Mój dręczyciel usiadł koło mnie.
- Ale się nabiegaliśmy, widzisz jaka jesteś spocona. - powiedział.
Nie odpowiedziałam na to, lecz rzuciłam mu groźne spojrzenie.
- Łołoło! Spokojnie, nie zamieniaj mnie w kamień, Bazyliszku. Masz moją bluzę miałem ą na wszelki wypadek w plecaku. - rzekł otulając mnie ją.
Odprowadził mnie do domu, a tam czekała na mnie wściekła na mój wygląd babcia. Nieźle mi się dostało. Jednak był to dla mnie piękny poranek.
- Mama się nie obrazi jak zadzwonisz do niej później - Mówiła spokojnie.
Zaledwie 20 metrów dzieliło nas od siebie spanikowałam więc wykorzystałam ostatnią belkę ratunku - Zaczęłam symulować.
- AŁAA !! - lekko przykucnęłam i złapałam się z brzuch.
- Co się stało? - Zdziwiła się babcia.
- Strasznie brzuch mnie rozbolał !!! - Wyjęknęłam.
- Poczekaj - Powiedziała z ironią - Dylan możesz przyjść nam pomóc !! - Zawołała machając do niego ręką.
No ona chyba sobie ze mnie jaja robi. Jak mogłam pomyśleć że babcia uwierzy w moje przedstawienie przecież zna mnie na wylot...a teraz jeszcze jej pomogłam i Dylan właśnie zmierzał w naszą stronę...
- Coś się stało pani Elizabeth ? - Powiedział z troską.
- Proszę mów mi babciu - Śmieje się.
Załamałam się w tym momencie. Chciałam stać się niewidzialna. Moja babcia była totalnie bezpośrednia...niestety.
- Yyyyyyyy.....więc o co chodzi, Babciu? - Rzekł śmiejąc się.
- Mojej wnusi chyba coś dolega.
- Co?! Nic mi nie jest, czuję się świetnie! - Przerwałam jej zrywając się na równe nogi.
- Oooo to ty ?! - Powiedział Dylan uśmiechając się.
- To ja pójdę do Alexandry. - Oznajmiła babcia zostawiając mnie z nim samą.
- No no no...Grubasek? ....yyy... to znaczy chyba teraz już nie mogę tak mówić. Wyładniałaś! - Rzekł znowu uśmiechając się tym swoim urzekającym uśmiechem...
Zarumieniłam się. Był bardzo miły dlatego zaczęłam się tłumaczyć.
- Ja...bardzo przepraszam że nie byłam na tej kolacji...
- Nic się nie stało, ale obiecaj że to nadrobimy.
- Yyyy... no dobra ale jak?
- Widziałem że biegasz z rana, możemy pobiegać razem wiesz zawsze raźniej.
- Co ale skąd ty to wiesz??!!
- Parę razy widziałem jak się krzaki ruszają - Zaśmiał się.
Poczułam się bardzo głupio więc zaczęłam się śmiać.
- No to jak? O której jutro? - Zapytał.
- No nie wiem... Może o 6?
- Świetnie, to jesteśmy umówieni.
Byłam strasznie szczęśliwa, już nie mogłam się doczekać.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Następny dzień, 6:00
Właśnie czekałam na niego przy molo na plaży. Byłam strasznie podekscytowana, ale bałam się, że nie będę wiedziała co powiedzieć i rozmowa szybko się urwie. Nagle zauważyłam biegnącego w moją stronę Dylana.
- Cześć! I jak, jesteś gotowa?
- No pewnie, dam ci niezły wycisk. - zaśmiałam się.
- Ha! Na pewno!
- A co? Chcesz się ścigać?
- Grozisz mi?
- Dobra! To kto pierwszy dobiegnie do tego klifu!
- Przegrany pomaga mi malować płot.
- Czekaj, czekaj... zakładasz, że ja przegram? A co jak to ty polegniesz?
- To wtedy... skończę w ubraniach do wody.
- Hahaha! Okey, niech będzie! To zaczynamy!
Biegliśmy ramię w ramię. Jednak kilka metrów przed końcem, Dylan lekko mnie szturchnął w ramię, a ja potknęłam się i upadłam.
- Ej, to nie fair! Popchnąłeś mnie! - krzyknęłam przerywając mu taniec radości na mecie.
- Co? Ja cię popchnąłem? Coś ci się przewidziało, może to był wiatr. - powiedział, nie mogąc przestać się śmiać.
- Ja się tak nie bawię! Stwierdzam, że był remis.
- Niech ci będzie. Wychodzi na to, że oboje musimy zrobić te rzeczy.
- Proszę bardzo, czekam.
- Dobra, patrz na mistrza... - powiedział i wbiegł do wody.
- Jak tam woda, panie mistrzu? Nie za zimno?
- A, w sam raz - powiedział z trzęsącą się szczęką.
- No właśnie widzę, następnym razem jak się będziesz ze mną zakładał to dwa razy pomyśl zanim coś powiesz. No, ale muszę przyznać, wyglądasz nieźle - niczym mój pies po myciu. - rzekłam śmiejąc się.
- Ooo nie! Teraz to było przegięcie!
- I co mi zrobisz? Wrzucisz mnie do wody?
Nie zastanawiając się, krótko powiedział.
- Mówisz - masz! - i zaczął biec w moją stronę.
Zaskoczyłam się i zaczęłam uciekać. Jednak tym razem Dylan był szybszy. Wziął mnie w ramiona i wbiegł do wody. Byłam mokra, było mi zimno i odechciało mi się biegania.
- No, a teraz ty wyglądasz jak mój kot, chociaż go nie mam. - śmiał się ze mnie.
Ze złości postanowiłam ochlapać go wodą, choć nie dawało to żadnych rezultatów, mi sprawiło wiele przyjemności. Uciekłam z wody i usiadłam na znajdującą się w pobliży ławeczkę. Zaczęłam się trząść z zimna. Mój dręczyciel usiadł koło mnie.
- Ale się nabiegaliśmy, widzisz jaka jesteś spocona. - powiedział.
Nie odpowiedziałam na to, lecz rzuciłam mu groźne spojrzenie.
- Łołoło! Spokojnie, nie zamieniaj mnie w kamień, Bazyliszku. Masz moją bluzę miałem ą na wszelki wypadek w plecaku. - rzekł otulając mnie ją.
Odprowadził mnie do domu, a tam czekała na mnie wściekła na mój wygląd babcia. Nieźle mi się dostało. Jednak był to dla mnie piękny poranek.