sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 3

Uwaga Kolejny rozdział w końcu trochę dłuższy :D 

 Rozdział 3


 Minęły 3 dni od kolacji. Teraz byłam już pewna, że Dylan to ten surfer. Widziałam go jak spacerował z Alexandrą, jego babcią, dlatego tym bardziej głupio było mi spojrzeć mu w oczy lub co więcej z nim rozmawiać. Jako, że jestem osobą wysportowaną, codziennie rano uprawiam jogging i dziwnym trafem dzień w dzień go spotykałam, i nie ukrywam, że tylko gdy go widziałam chowałam się w krzaki. Meggie mówiła, że jestem dziwna i, że powinnam do niego zagadać ale jestem pewna, że nie wiedziałabym co powiedzieć, więc skok w krzaki i parę zadrapań było dla mnie o wiele lepszym rozwiązaniem. Cała ta sprawa była dla mnie bardzo podejrzana. Jak to możliwe, że biegał tymi samymi ścieżkami co ja, skoro codziennie biegłam inną drogą? Czyżby przeznaczenie? W sumie nie wierzę w takie bzdury, więc nie zagłębiałam się w to bardziej. Pewnego dnia wyszłyśmy razem z babcią na spacer. Co dziwne uparła się żeby koniecznie iść na plażę. Zgodziłam się bez zastanowienia, w końcu to jest moje ulubione miejsce w Sennen, jednak było w tym coś podejrzanego. Doszliśmy i wyszło szydło z worka, na drugiej stronie plaży stał kto? No oczywiście, że Dylan! W sumie mogłam to przewidzieć, że moja babcia chce na siłę mnie z nim wyswatać, ale teraz chciałam stamtąd jak najszybciej uciec, więc wymyślałam najróżniejsze wymówki.
- Babciu my przypadkiem nie zostawiliśmy....otwartego domu?
- Na pewno nie wnusiu - Powiedziała ciągnąc coraz bliżej do niego.
-Babciu wracajmy do domu przypomniałam sobie że muszę zadzwonić do mamy - mówiłam w pośpiechu i zdenerwowaniu.
- Mama się nie obrazi jak zadzwonisz do niej później - Mówiła spokojnie.
Zaledwie 20 metrów dzieliło nas od siebie spanikowałam więc wykorzystałam ostatnią belkę ratunku - Zaczęłam symulować.    
- AŁAA !! - lekko przykucnęłam i złapałam się z brzuch.
- Co się stało? - Zdziwiła się babcia.
- Strasznie brzuch mnie rozbolał !!! - Wyjęknęłam.
- Poczekaj - Powiedziała z ironią - Dylan możesz przyjść nam pomóc !! - Zawołała machając do niego ręką.
 No ona chyba sobie ze mnie jaja robi. Jak mogłam pomyśleć że babcia uwierzy w moje przedstawienie przecież zna mnie na wylot...a teraz jeszcze jej pomogłam i Dylan właśnie zmierzał w naszą stronę...
- Coś się stało pani Elizabeth ? - Powiedział z troską.
- Proszę mów mi babciu -  Śmieje się.
Załamałam się w tym momencie. Chciałam stać się niewidzialna. Moja babcia była totalnie bezpośrednia...niestety.
- Yyyyyyyy.....więc o co chodzi, Babciu? - Rzekł śmiejąc się.
- Mojej wnusi chyba coś dolega.
- Co?!  Nic mi nie jest, czuję się świetnie! -  Przerwałam jej zrywając się na równe nogi.
- Oooo to ty ?! - Powiedział Dylan uśmiechając się.
- To ja pójdę do Alexandry. - Oznajmiła babcia zostawiając mnie z nim samą.
- No no no...Grubasek? ....yyy... to znaczy chyba teraz już nie mogę tak mówić. Wyładniałaś! - Rzekł znowu uśmiechając się tym swoim urzekającym uśmiechem...
Zarumieniłam się. Był bardzo miły dlatego zaczęłam się tłumaczyć.
- Ja...bardzo przepraszam że nie byłam na tej kolacji...
- Nic się nie stało, ale obiecaj że to nadrobimy.
- Yyyy... no dobra ale jak?
- Widziałem że biegasz z rana, możemy pobiegać razem wiesz zawsze raźniej.
- Co ale skąd ty to wiesz??!!
- Parę razy widziałem jak się krzaki ruszają - Zaśmiał się.
Poczułam się bardzo głupio więc zaczęłam się śmiać.
- No to jak? O której jutro? - Zapytał.
- No nie wiem... Może o 6?
- Świetnie, to jesteśmy umówieni.
Byłam strasznie szczęśliwa, już nie mogłam się doczekać.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następny dzień, 6:00

Właśnie czekałam na niego przy molo na plaży. Byłam strasznie podekscytowana, ale bałam się, że nie będę wiedziała co powiedzieć i rozmowa szybko się urwie. Nagle zauważyłam biegnącego w moją stronę Dylana.
- Cześć! I jak, jesteś gotowa?
- No pewnie, dam ci niezły wycisk. - zaśmiałam się.
- Ha! Na pewno!
- A co? Chcesz się ścigać?
- Grozisz mi?
- Dobra! To kto pierwszy dobiegnie do tego klifu!
- Przegrany pomaga mi malować płot.
- Czekaj, czekaj... zakładasz, że ja przegram? A co jak to ty polegniesz?
- To wtedy... skończę w ubraniach do wody.
- Hahaha! Okey, niech będzie! To zaczynamy!
Biegliśmy ramię w ramię. Jednak kilka metrów przed końcem, Dylan lekko mnie szturchnął w ramię, a ja potknęłam się i upadłam.
- Ej, to nie fair! Popchnąłeś mnie! - krzyknęłam przerywając mu taniec radości na mecie.
- Co? Ja cię popchnąłem? Coś ci się przewidziało, może to był wiatr. - powiedział, nie mogąc przestać się śmiać.
- Ja się tak nie bawię! Stwierdzam, że był remis.
- Niech ci będzie. Wychodzi na to, że oboje musimy zrobić te rzeczy.
- Proszę bardzo, czekam.
- Dobra, patrz na mistrza... - powiedział i wbiegł do wody.
- Jak tam woda, panie mistrzu? Nie za zimno?
- A, w sam raz - powiedział z trzęsącą się szczęką.
- No właśnie widzę, następnym razem jak się będziesz ze mną zakładał to dwa razy pomyśl zanim coś powiesz. No, ale muszę przyznać, wyglądasz nieźle - niczym mój pies po myciu. - rzekłam śmiejąc się.
- Ooo nie! Teraz to było przegięcie!
- I co mi zrobisz? Wrzucisz mnie do wody?
Nie zastanawiając się, krótko powiedział.
- Mówisz - masz! - i zaczął biec w moją stronę.
Zaskoczyłam się i zaczęłam uciekać. Jednak tym razem Dylan był szybszy. Wziął mnie w ramiona i wbiegł do wody. Byłam mokra, było mi zimno i odechciało mi się biegania.
- No, a teraz ty wyglądasz jak mój kot, chociaż go nie mam. - śmiał się ze mnie.
Ze złości postanowiłam ochlapać go wodą, choć nie dawało to żadnych rezultatów, mi sprawiło wiele przyjemności. Uciekłam z wody i usiadłam na znajdującą się w pobliży ławeczkę. Zaczęłam się trząść z zimna. Mój dręczyciel usiadł koło mnie.
- Ale się nabiegaliśmy, widzisz jaka jesteś spocona. - powiedział.
Nie odpowiedziałam na to, lecz rzuciłam mu groźne spojrzenie.
- Łołoło! Spokojnie, nie zamieniaj mnie w kamień, Bazyliszku. Masz moją bluzę miałem ą na wszelki wypadek w plecaku. - rzekł otulając mnie ją.
Odprowadził mnie do domu, a tam czekała na mnie wściekła na mój wygląd babcia. Nieźle mi się dostało. Jednak był to dla mnie piękny poranek.

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 2


Siemanko oto nowy rozdział mamy nadzieje że wam się spodoba. Posty będą dodawane około co tydzień pewnie w soboty :) więc odprężcie się i wczujcie się w naszą opowieść gdyż będzie się robiło coraz ciekawiej :D

                        
Rozdział 2
Po długich namowach, udało nam się przekonać babcię na noc z Meggie. Cieszyłam się, że nie będę na tej kolacji, ale babcia powiedziała, że i tak nie uniknę z nimi spotkania, gdyż prędzej czy później znowu przyjdą, a drugi raz nie uda mi się wywinąć.

- Ale super, że twoja babcia się zgodziła. - powiedziała uradowana Meggie.
- Ja też się bardzo cieszę, więc co będziemy robić? - spytałam.
- Czeka nas noc pełna atrakcji. Będziemy oglądać filmy, plotkować i rozmawiać o przystojnych chłopakach, oczywiście między innymi o tym twoim surferze. - zaśmiała się szyderczo.
- Meggie, skończ. To, że dzisiaj go poznałyśmy, nie znaczy, że spotkamy go kolejny raz.
- To przygotuj się na wstrząs, bo właśnie idzie po drugiej stronie ulicy.
Głęboko w sercu ucieszyłam się, że go widzę, gdyż naprawdę mi się spodobał. Zaskoczył mnie jednak jego elegancki wygląd i bukiet kwiatów w dłoniach. Czyżby śpieszył się na jakąś randkę?
- Co za niespodzianka, ale chyba się gdzieś śpieszy. Taki wystrojony i te kwiaty... - powiedziałam z lekką zazdrością.
- Myślisz, że ma dziewczynę?
- No na pewno ma. W końcu jest taki przystojny i wysportowany... Znaczy... ee.. nie to miałam na myśli. - powiedziałam speszona.
- Dobra, dobra nie ściemniej. Wiem, że ci się podoba!
- No, może trochę...
- Trochę? Przecież widzę jak na niego patrzysz.
Na szczęście doszłyśmy już do domu Meggie i powitała nas z hukiem jej młodsza siostra, więc zakończyłyśmy tę niezręczną rozmowę.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ta noc zapowiadała się naprawdę świetnie. Mama Meggie zrobiła nam pyszne ciasto! Siedziałyśmy i oglądałyśmy razem romantyczne komedie w jej pokoju. Nie udaję, że myślałam wtedy o tym chłopaku. Rzeczywiście namieszał mi w głowie.
- Naszemu Romeowi chyba nie udała się randka... Spójrz przez okno, ktoś go musiał ostro wkurzyć.  - powiedziała Meggie
Szybko wyjrzałam przez okno i go zobaczyłam. Rzeczywiście był zdenerwowany.
- No stara, to teraz droga wolna! - powiedziała klepiąc mnie po ramieniu.
- Jak myślisz, co powinnam zrobić?
- Na pewno siedzieć w pokoju i oglądać ze mną filmy. - powiedziała sarkastycznie.
- No chyba nie będę za nim biegła w środku nocy!
- A czemu nie? To byłoby takie roomantyczne! - powiedziała i obie wybuchnęłyśmy śmiechem.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Następnego dnia wstałyśmy o 11, szybko się ogarnęłam i wróciłam do domu, bo wczoraj obiecałam babci, że pomogę jej posprzątać dom.
- Żałuj, że wczoraj nie zostałaś na kolacji. Dylan jest jeszcze przystojniejszy niż opisywała go Alexandra.
- Oj, babciu, Co ty możesz wiedzieć o gustach dzisiejszych nastolatek.
- No wiesz co?! Kiedyś też byłam nastolatką! - zbulwersowała się babcia. - Umiem odróżnić przystojniaka od brzydala.
- Och, babciu, skończmy. Lepiej weźmy się za te sprzątanie.
Zaczęłam sprzątać duży pokój. Sprzątając moją uwagę przykuł duży bukiet wyglądający identycznie jak ten, który niósł poznany przez nas surfer. Od razu wykrzyknęłam.
- Babciu! Skąd są te kwiaty?
- Wydawało mi się, że nie chcesz o tym rozmawiać.
- Proszę powiedz mi, to ważne.
- Dobra, miałam ci wcześniej powiedzieć. Te kwiaty przyniósł ci Dylan.
Bardzo cię zdziwiłam, jednak dawało mi to nutkę nadziei, że Dylan to poznany przeze mnie chłopak. Ale jeżeli tak było, to znaczy, że przeze mnie był wkurzony. Musiałam dowiedzieć się czy to na pewno był on.
- To miło z jego strony. Głupio mi teraz, że nie zostałam.
- Nie przejmuj się, jeszcze będziesz miała okazję go poznać.

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 1

Witamy!

Oto pierwszy rozdział naszej historii. Mamy nadzieję, że Wam się spodoba. Czekamy na komentarze oraz zachęcamy do odwiedzenia zakładki "Bohaterowie". Miłej lektury. :)


Rozdział 1
     Był początek lata. Właśnie pakowałam się na mój wyjazd wakacyjny. Całe wakacje miałam spędzić w domu mojej babci Elizabeth w małej wiosce zwanej Sennen. Była to piękna kraina nad morzem. Przyjeżdżałam tam cały czas, gdy byłam mała, jednak po śmierci dziadka moi rodzice stracili chęć do odwiedzania tego miejsca i przywoływania wspomnień. W końcu po 12-stu latach wracam. Jestem strasznie podekscytowana, gdyż w końcu spędzę więcej czasu z babcią. Niestety, widywałam ją tylko w święta, bo w ostatnim czasie była bardzo chorowita, a teraz będą ją miała całą dla siebie. Nagle do pokoju weszła mama.
- Gotowa? - zapytała.
- Już prawie. Daj mi jeszcze 5 minut.
- Dobra, ale ani minuty więcej. Wiesz jaki jest ojciec kiedy musi na kogoś czekać.
- Ok, spoko. - powiedziałam uśmiechając się wesoło.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Podróż minęła mi szybko, cały czas rozmyślałam o rzeczach, które będą tam robiła. Przywoływałam najróżniejsze wspomnienia związane z tym miejscem. Wjeżdżając do wsi, widziałam już te piękne zielone pagórki przepełnione rozmaitą roślinnością. Przez wychylone okno słychać było szum morza, nad którym przebywałam często z babcią. Nareszcie dotarliśmy na miejsce.
- Kochanie, jesteśmy. Niestety bardzo się śpieszymy i nie wejdziemy do środka. Pozdrów i przeproś od nas babcię. Trzymaj się, skarbie. - powiedziała mama czule mnie całując.
Podekscytowana przechodziłam przez próg mieszkania.
- Babciu! - krzyknęłam.
- O jejku! Jak ty wyrosłaś! A gdzie rodzice?
- Tata bardzo się śpieszył do pracy. Kazali cię przeprosić i serdecznie pozdrowić.
- Dobrze, nic nie szkodzi. Idź do swego pokoju i rozpakuj się, a ja w tym czasie przygotuje ci coś pysznego na obiad.
- Dziękuję. Idę najpierw zadzwonić do Meggie, że już jestem.
- Możesz mieć problemy z zasięgiem.
- Co? Czemu?
- Odkąd wybudowali u nas te wiatraki, bardzo trudno jest się do kogoś dodzwonić.
- Nigdy gdy do ciebie dzwoniłam, nie było sytuacji, że nie odpowiadałaś.
- To dzięki temu, że zawsze gdy do mnie dzwonisz to stoję w kącie twojego pokoiku na taborecie. Ten pomysł podsunęła mi moja przyjaciółka Alexandra. Może ją pamiętasz. Gdy byłaś malutka bawiłaś się z jej wnuczkiem.
- A, tak. To ten wredny bachor, który wyzywał mnie od grubasów. Jak ja go nienawidziłam!
Babcia uśmiechając się złowieszczo powiedziała - Przyjdzie dzisiaj na kolacje.
- Co? Niee! Ja chyba dzisiaj wieczorem będę musiała gdzieś wyjść.
- Nie przesadzaj wnusiu. Wiesz, że on przyjechał z tej Ameryki po 2 latach i tak chłopak wyprzystojniał!
- Tak, tak... Babciu, mi nie w głowie romanse!
- Ubierz się jakoś ładnie, bo przyjdzie z Alexandrą o 7 wieczorem. A teraz mykaj do swego pokoju!
- Ok,ok.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

4 po południu, spacer po plaży z Meggie

- Jejku, jak ja się cieszę, że ciebie widzę. Tyla lat gadania przez telefon, a teraz mogę cię dotknąć. Nie uwierzysz, ile tu się zmieniło. Tyle nowych osób, nawet dużo przystojnych chłopaków.
- Weź, Meggie. A ty zawsze tylko o jednym. - zaśmiałam się.
- Oj, przestań. Nie mów, że nie chciałabyś jakiegoś fajnego faceta. Na przykład, spójrz na tego surfera. Czyż nie jest boski? I ta jego klata! - rozmarzyła się.
- No, muszę przyznać, jest niezły.
- Patrz, właśnie tu idzie . Hej, przystojniaku! - krzyknęła do nieznajomego.
- No, siema dziewczyny. - odpowiedział uśmiechając się czarująco.
Muszę przyznać, że na jego widok lekko przeszły mnie ciarki. Był bardzo umięśniony i wysoki. Miał gęste, brązowe włosy i pełne uwodzicielskiego wdzięku piękne, niebieskie oczy. Nie mogłam zebrać się na odwagę, żeby coś powiedzieć, ale gdy Meggie trzepnęła mnie łokciem w żebro wydusiłam z siebie krótkie "cześć". Widząc, że razem z nieznajomym milczymy, patrząc sobie w oczy, Meggie powiedziała:
- Długo już surfujesz, bo widać, że znasz się na rzeczy?
- Od roku. Przepraszam was bardzo, miło się gadało, ale koledzy mnie wołają. Do zobaczenia. - powiedział, ukradkiem rzucając mi spojrzenie i odszedł.
- Ty zgrywusko! Spodobał ci się! - zaśmiała się Meggie, szturchając mnie.
- Oj, weź! Tak mi przykro, że dopiero się zobaczyłyśmy, a ja już muszę iść na tę głupią kolację!
- Mam pomysł! Namówimy twoją babcię, żebyś dzisiaj spała u mnie! My spędzimy więcej czasu razem, a ty unikniesz tej kolacji.
- Sama nie wiem. Babci zależało na tej kolacji...
- Oj, nie bądź taką nudziarą! Wolisz spędzić wieczór ze mną czy z jakimś debilem? Chodź, zobaczysz, że będzie fajnie.
\- Przekonałaś mnie, ale musisz mi pomóc udobruchać babcię.
- Okey, to do dzieła!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------